|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Abigail
Dołączył: 08 Maj 2015
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 20:45, 01 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
…..Dziwnie się czułam, kiedy tak oficjalnie mi się przedstawił. Prawdą było to, że nigdy ze sobą nie rozmawialiśmy otwarcie, ale każdy z nas znał tego drugiego. Głupio zabrzmiałoby, gdybym z uśmiechem odpowiedziała jestem Abigail, miło mi cię poznać, skoro chłopak chwilę wcześniej zwrócił się do mnie po imieniu. Dalsza część jego wypowiedzi wprawiła mnie w niemy szok. Jego komplement na temat mojego wyglądu, kompletnie zaćmiły kolejne słowa. Zaskoczyła mnie otwartość chłopaka. Doskonale wiedziałam, że szepczą za moimi plecami. Nikt jednak nie powiedział mi tego wprost.
…..Fakt faktem, że nie do końca wiedziałam o co chodzi temu Krukonowi. Każdy wiedział, że moja matka i siostra zostały zamordowane przez śmierciożerców, co miało pozostać tajemnicą, a wiadomo jak to było z takimi informacjami w Hogwarcie – wszyscy o nich wiedzieli. A może to nie o tym szepczą ludzie, kiedy tylko się odwrócę. W mojej głowie przelatywały miliony pomysłów, czemu jestem na językach uczniów.
…..Blaze... Czy to z jego powodu? To nie miałoby najmniejszego sensu. Przecież byłam tutaj z nim tylko i wyłącznie przez natręctwo McGonagall. Było jednak małe ale. Wiedziały o tym tylko trzy osoby i mogłam być pewna, że żadna nie biegała po szkole by rozsiać nowe plotki. Tylko pytanie, czy ludzie naprawdę interesuje dlaczego i z kim tu przyszłam? Z nikim nie utrzymywałam na tyle bliskich kontaktów, aby mógł powiedzieć, że mnie dość dobrze zna. Byłam raczej typem człowieka trzymającego się na uboczu. Tacy ludzie nie są popularni.
…..-Nie zrozum mnie źle, ale nie wiem do czego zmierzasz w swojej wypowiedzi – powiedziałam, lekko wyższym głosem niż powinnam.
.....Spojrzałam w kierunku Hathoway'a, ale ten zniknął z pola widzenia. Miałam poczucie winy, że go zostawiłam. Coś mi podpowiadało, że nie powinnam tego robić. Chciałam jak najszybciej zakończyć tą nietypową konwersację z Krukonem, bojąc się jej konsekwencji. Byłam pewna, że ta rozmowa poprowadzi na dość niepewny i prywatny grunt, a alkohol w mojej krwi wcale nie pomoże mi z emocjami, z którymi i tak miałam problem ostatnimi czasy. Uspokajałam się w myślach licząc co chwila do trzech i czekając na pytanie Ian'a.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Abigail dnia Śro 20:49, 01 Lip 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Deny
Dołączył: 09 Maj 2015
Posty: 314
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 20:49, 01 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
.......Jedno wypowiedziane z naciskiem słowo potrafiło być czasem gorszym oskarżeniem, niż cała lista przeczytanych na głos przewinień. Teraz - ileż chciałam mu odpowiedzieć tłumaczeń, zaprzeczyć, może nawet wykrzyczeć, że kiedy on buja się ze swoją Ślizgońską bandą udając, że może zrobić wszystko, a zasady go nie obowiązują, ja cały czas wracam pamięcią do wspomnień. Przecież nie odtrąciłam go! Sam to zrobił skazując mnie na poczucie winny... ale i tak to ja w tym wszystkim byłam tą podłą. Był po prostu niesprawiedliwy, jednak miałam świadomość tego, iż nie wolno mi go o nic oskarżać.
.......A jednak ta chwila nie miała być taką złą, jakbyśmy mogli zakładać. Bo chociaż nie stał przede mną mały chłopiec, którego znałam na wylot, to nie stałam też przed kimś o kim nie mogłam powiedzieć nawet pół słowa. Nie pamięta? Ta odpowiedź napełniła mnie pewnie znacznie większą ilością ciepła, niż jakby nagle zaczął ze mną wspominać o słodkim dzieciństwie. Tego właśnie się spodziewałam, to było takie... w jego stylu, a to, że na mnie już nie patrzył tylko potęgowało to wrażenie.
.......- Pamiętasz - powiedziałam bezgłośnie, czego nie mógł zauważyć, bo jak przystało na kogoś, kto musiał manifestować, jak bardzo nie chce stać w moim towarzystwie, spoglądał już po wszystkich dookoła. Sama więc zajęłam się tym samym, chcąc przynajmniej spróbować znaleźć te same osoby na których mógł skupiać się blondyn. Kiedy tak śledził wszystkich wzrokiem, było to poniekąd niemożliwe. Co innego, kiedy przez tłum przeciska się charakterystyczna kobieta z zaciętym wyrazem twarzy. Już miałam przechylić głowę, często wykonuję ten gest, kiedy zaczynam się nad czymś zastanawiać, ale nim się zabrałam do tej czynności Blaze przerwał ciszę i nawet nie dał mi chwili na odpowiedź.
.......- Co ty wyprawiasz? - syknęłam z oburzeniem. Mimo wszystko robienie widowiska wśród uczniów nie było mi na rękę i on o tym doskonale musiał wiedzieć. Jednak takie zachowanie po tym, jak dość jasno dał mi do zrozumienia, że najchętniej by ode mnie uciekł? Coś tutaj nie grało, czułam to i nie zamierzałam pominąć tych szczegółów. - W co ty się wpakowałeś, Blaze? - szarpnęłam nieco ramieniem, aby dać mu do zrozumienia, że potrafię sama iść. Wcześniej czułam się nieco, jak nieposłuszna pannica, którą trzeba prowadzić. Oczywiście przez zwykły odruch żadne z nas nie chciało ustąpić, więc w czasie niedługiego spaceru na parkiet raz po raz to ja wyrwałam swoje ramię, to on je złapał, to ja się odwróciłam, on westchnął z irytacją... aż w końcu dotarło do mnie, że nie pamiętam, kiedy ostatnio mnie dotykał, albo kiedy ja go dotykałam. Właściwie uderzyło we mnie to dopiero na parkiecie, gdzie wypadałoby złapać jego dłoń, a drugą położyć na ramieniu.
.......Przełknęłam ślinę i równocześnie byłam na siebie wściekła na tak widoczny dowód na moje zawahanie. Nie mogłam na to jednak nic poradzić, postawa pełna pewności siebie chyba nie nadążyła za naszą dwójką, kiedy blondyn tak sprawnie przepychał nas przez kolejne pary. Teraz więc spojrzałam na jego twarz, nie kryjąc niewiadomego lęku. Mógł mnie za to wyśmiać, w myślach, czy na głos, może to byłaby dla mnie nauczka. Ostatecznie jednak, czując absurdalnie szybkie bicie własnego serca położyłam najpierw koniuszki palców, potem całą dłoń na jego ramieniu. Kciuk zatopił się w mięciutkim futrze, które zdobiło jego ubiór. Zaczerpnęłam nieco oddechu, znów nie wiem po co i równie bezmyślnie otworzyłam usta, ale nic nie powiedziałam, nie wiedziałam co.
.......Miałam przecież tyle się dowiedzieć, siłą z niego wycisnąć, a teraz wszystko to wydawało mi się ulecieć. Przez ostatnie sześć lat nie był tak blisko mnie, jak w tej chwili i nie wiem, jak po tym dniu będzie mi wychodziło wmawianie sobie, że wcale go nie potrzebuję... Ponowie uderzyło we mnie poczucie własnej słabości, musiałam odwrócić wzrok, najłatwiej było nieco go obniżyć, na tors mężczyzny. Od razu lepiej, przynajmniej łatwiej było zapomnieć z kim właśnie tańczę i kto trzyma mnie w ramionach.
.......- Tym razem nie zamierzam deptać - powiedziałam cicho. Taka też była prawda, nie jesteśmy już dziećmi. Bądź, co bądź wyrosłam i świadoma jestem własnych możliwości. W szkole rzadko kiedy pokazywałam się ze słabej strony, czy to na boisku, czy na lekcjach, czy nawet tutaj na parkiecie, chciałam, aby wszyscy widzieli, że wiele sobą reprezentuję. Każdy przecież ma jakieś ambicje.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Valeriane
Dołączył: 06 Maj 2015
Posty: 288
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 14:25, 02 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
........Pozostawiłem jej pytanie bez odpowiedzi. Co więcej, miałem nadzieję że muzyka zagłuszyła jej słowa, a ja zwyczajnie się przesłyszałem i wcale się mnie nie pytała w co się wepchnąłem. Miałem wrażenie, że dość wyraźnie dałem jej do zrozumienia, że to nie jest jej sprawa i że ma się nie wtrącać. Skupiłem się raczej na tym, żeby nie wypuścić jej z rąk, bo ostatnie na co miałem ochotę to zostanie samemu na środku Sali kiedy celuje we mnie opiekunka Gryffindor’u. Na pewno miała pretensje o to, że Haggis gdzieś sobie poszła z Ramsay’em. Albo tego nie zauważyła i patrząc na mnie myślała, że już zabiłem tą bezbronną istotę i porzuciłem jej ciało gdzieś pod stołem, naprawdę, nie zdziwiłbym się jeśli o to jej chodziło.
........Miałem nadzieję, że Laurissa nie zrobi hałasu, nie ściągnie na nas niepotrzebnej uwagi ludzi dookoła i w tym aspekcie się nie pomyliłem. Jak i w tym, że wcale jej się takie zachowanie nie podobało i wyraźnie dawała mi o tym znać. Rozmawiamy pierwszy raz od dawna, a i tak się kłócimy. Z resztą, chyba nie powinienem liczyć na miłą pogawędkę z taką zdrajczynią jak ona.
........Czułem, że przepełnia mnie gorycz. Obwiniałem ją o wszystko i dzięki temu sam przed sobą wydawałem się być nieskazitelny i jedyny cierpiący, wręcz poszkodowany. Może nie bardzo sprawiedliwe podejście, ale pomagające mi w każdej głupiej chwili, w której korciło mnie do okazania słabości dla kogoś takiego jak ona czy Ian. Ile razy patrzyłem jej w oczy podczas gdy stanęliśmy naprzeciw niezdecydowani i oboje wahający się przed wspólnym tańcem, tyle razy przenosiłem się w przeszłość, jakby miała w sobie ukryty portal.
........Zmrużyłem oczy, bo przez to przyglądanie się jej wyraźnie zauważyłem, że w jej oczach czai się coś innego. Coś, czego nie znałem – tak jak nie znałem kobiety stojącej przede mną. To było tylko kilka sekund, ale stanie i gapienie się na siebie w tańczącym tłumie było dziwne nawet przed tak krótki okres czasu. Podniosłem dłoń, a ona położyła na niej swoją i w ten sposób dotknęliśmy się pierwszy raz od czasów dzieciństwa. Ale to nie był już dziecinny dotyk. Wtedy niezobowiązani, teraz byliśmy skrępowani swoimi wyborami i celami, jakie sobie wyznaczyliśmy albo ktoś nam wyznaczył. Mimo że się dotykaliśmy fizycznie, gruba tkanina oddzielała nas duchowo. Cieszyłem się, że coś stoi między nami. Dawny uraz wcale nie zelżał.
........Spuściła spojrzenie, a ja patrzyłem nad jej ramieniem gdzieś w dal. I tak przez jakiś czas w milczeniu obracaliśmy się, stawiając kolejne kroki.
........- Lepiej, żeby tak było. Mam nowe buty – odpowiedziałem, starając się zachować chłód i obojętność w głosie. Nie zniósłbym takiego upokorzenia, jakim byłoby okazanie słabości przed którymś z nich. Chciałem być silny za wszelką cenę, żeby widzieli jak dobrze radzę sobie sam. Chciałem, żeby cierpieli, ona i Ian, ale jednocześnie zdawałem sobie sprawę, że równie dobrze może ich gówno obchodzić moje życie.
........Gapiąc się tak w tłum, przed oczami przemknęła mi wykrzywiona złością twarz Rosier’a. Uniosłem tylko brwi i uśmiechnąłem się do niego wyjątkowo bezczelnie, po raz pierwszy od dawna czując nad nim tak poważną przewagę. Wiedziałem, że Earnshaw jest jego u l u b i o n ą zabawką i nie mogłem powstrzymać swojej męskiej dumy. On na moim miejscu zrobiłby to samo. Poza tym, na balu było mnóstwo osób i tłum nauczycieli. A Rosier wcale nie chciał wylecieć ze szkoły na zbity pysk.
........- Myślę, że nasz wspólny kolega ma wiele przeciwko temu, że ze mną tańczysz – odezwałem się do Laurissy, która nadal miała spojrzenie wlepione w mój tors. To było okrutne, zdałem sobie z tego sprawę kiedy drgnęła lekko. Może była silną dziewczyną, ale to co robił Draven najwidoczniej przerosło nawet ją.
........Nagle zapragnąłem cofnąć te słowa. A Rosier nie spuszczał z nas czujnego spojrzenia.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Deny
Dołączył: 09 Maj 2015
Posty: 314
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 16:40, 02 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
.......Chyba oboje przez moment, a może nawet wieczność nie byliśmy w stanie odnaleźć się w tej sytuacji. Ja tak usilnie od lat starałam się go złapać, a on myśląc, iż chce go odepchnąć sam się ode mnie odcinał. Nie wiem, czy można to naprawić, nawet jeśli to nieporozumienie, to oboje byliśmy dumni i żadne nie chciało wziąć na siebie większego procenta błędów i pomyłek. Zerknęłam na bok, gdzieś wśród par widząc dziewczynę w sukni o tej samej barwie, co moja. Abigail tańczyła nadal z moim przyjacielem, z tym, którego dotyk miałam na co dzień. Nigdy jednak nie umniejszałam przez to jego znaczenia i może dlatego, teraz tak wyraźnie docierało do mnie znaczenie bliskości Blaze'a.
.......Chociaż jego głos pobrzmiewał chłodem, może nawet niechęcią, to i tak wywołał na mojej twarzy uśmiech, którym niespecjalnie podzieliłam się z nim, znajdując w sobie odwagę, aby spojrzeć na moment w jego oczy. Bardzo krótki moment, ale zawsze. Może, gdyby nie przeszłość, to właśnie teraz z premedytacją deptałabym już te jego lakierki? Pewnie tak by to wyglądało, ale nie byłam dzieckiem. Do swoich przyjaciół pewnie też blondyn już od dawna mnie ie zaliczał. Natomiast byłam dziewczyną z rodu Earnshaw, a to zmuszało mnie do pewnego zachowania. Tak więc wygłupy nie były na miejscu tutaj, wśród ludzi. Może to i lepiej, obawiam się, że mojemu partnerowi też by się nie spodobały. Sam zapewne wolałby, abym milczała i poddawała się jego prowadzeniu.
.......Głos blondyna ponownie przerwał ciszę, zabierając wszelkie pozytywne uczucia, jakie jakimś cudem udało mi się w sobie nagromadzić. Obawiałam się, że wiem o kogo chodzi, drgnęłam lekko i chociaż nie powinnam, z wielu przyczyn nie powinnam tego robić, to i tak odwróciłam głowę w tył. Wystarczył ułamek sekundy, bym wypatrzyła to spojrzenie w tłumie, lodowate oczy, które wydawały się spodziewać mojego spojrzenia.
.......Może zbyt głośno nabrałam powietrza i zbyt gwałtownie odwróciłam głowę z powrotem do Ślizgona, bo przez to wszystko na moment zostałam wybita z rytmu. W innych okolicznościach zapewne byłabym na siebie zła, ale teraz nie miałam na to czasu, moje myśli krążyły gdzieś indziej. Drugi już raz tego wieczoru widziałam Dravena w tłumie. Tęsknie spojrzałam ukradkiem w lewo, czując, że potrzebuję Ian'a, on by mnie uspokoił, tak jak zrobił to wcześniej. Co prawda i tak udawałam, że wszystko jest dobrze. Tylko, że słowa Ślizgona w połączeniu z widokiem Rosier'a i tym jego chłodnym spojrzeniem zmusiło mnie, mimowolnie, abym powróciła do pewnych scen, których widzieć nie chciałam, na pewno nie teraz.
.......Kiedy tak więc biłam się z myślami, co dla mnie trwało wieczność, a w rzeczywistości dwie, może trzy sekundy dotarło do mnie coś dziwnego. Blaze chwycił mnie pewniej w chwili, w której pozwoliłam sobie na pomyłkę kroków. Miałam nawet wrażenie, że przez jego ingerencję nikt tego nie zauważył. Wtedy też dotarła do mnie znacznie ważniejsza rzecz, która ostatecznie sprawiła, że mój puls wrócił do normy. Nie było przy mnie Ian'a, a jednak poczułam się bezpiecznie. Tak, jak zawsze, jak kiedy byliśmy mali i całe swoje bezpieczeństwo wiązałam z tą dwójką. Mógł mnie nienawidzić, odtrącać, ranić gestami i słowami. Mógł nie być już mój, nie znać mnie i nie pozwalać, abym jak poznała jego. Mógł nawet życzyć mi tego, co najgorsze, ale i tak... nie tylko teraz, ale od samego początku byłam rozluźniona. Jakby moje ciało z przyzwyczajenia czuło się bezpiecznie, nie tylko przy Krukonie, ale tez przy nim.
.......To było zaiste niebywałe odkrycie. Zaskoczyło mnie, aż skrzywiłam się lekko, marszcząc czoło i tym razem patrząc cały czas na niego. W ciszy. Ile już tak się gapiłam? Aż zrobiło mi się głupio i irytował mnie fakt, że przez ostatnie cztery minuty przedstawiłam Hathoway'owi całą gamę moich uczuć, jakbym chciała mu streścić ostatnie sześć lat. Tylko, że on tego nie chciał, ani o to nie prosił. Tak, to nieco ściągnęło mnie na ziemię.
.......- To nie jest mój kolega - powiedziałam z wielkim opóźnieniem. Może nawet zbyt dużym, ale po przeanalizowaniu jego wypowiedzi i postawy coś zaczęło mi się nie zgadzać... jednak to niemożliwe, aby Blaze wiedział dlaczego już nie jestem ze Ślizgonem. Przecież się mną nie interesował. - Lepiej go nie denerwuj, on ma problem z każdym, kto spędza ze mną czas - dodałam jeszcze, sama nie wiem po co. Może mi nie wypadało? A jednak potrzebowałam coś jeszcze dopowiedzieć. Nie utrwalać między nami ciszy, która miałaby się przeciągnąć na kolejne miesiące.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Valeriane
Dołączył: 06 Maj 2015
Posty: 288
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 13:53, 03 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
........Kiedy zaczęła się rozglądać i kombinować, ostatecznie pożałowałem swoich słów. Co prawda niewiele obchodziło mnie trzymanie rytmu i taniec w ogóle, ale nie uśmiechało mi się wywracać tutaj na środku i zaplątać w masę ciał, wystawiając przy tym swoje nienaganne ubranie na podeptanie przez szlamy. Rozkojarzenie Laurissy spowodowało, że musiałem myśleć za dwóch, przewidywać jej kroki i popychać oraz przyciągać do siebie w odpowiednich momentach, co powinna robić sama, a o czym najwyraźniej sobie zapomniała. Za ten czas zauważyłem kilkukrotną zmianę na jej twarzy. Nie wiedziałem co prawda, co miała na myśli i dlaczego patrzyła się na mnie w ten dziwny sposób – jakby wcale mnie nie widziała, tylko sięgała wzrokiem gdzieś dalej, za mnie, zupełnie jakbym był niewidzialny. Nie miałem zamiaru wgłębiać się w to bardziej, niż to było konieczne.
........Kiedy wreszcie się odezwała, na początku nie mogłem zrozumieć o co chodzi, bo minęło już tyle czasu od mojej uwagi, że całkiem wyleciała mi z głowy. Po chwili dopiero dotarło do mnie, że mówi o Draven’ie i mimowolnie ponownie odszukałem go w tłumie. W ogóle na mnie nie patrzył, jakby śledził spojrzeniem tylko Earnshaw, ale nie w zwykłym i oczywistym tego słowa znaczeniu, tylko jak zwykle na swój sposób, pokrętnie i odpychająco.
........Uniosłem brwi, zastanawiając się nad sensem wypowiedzianych słów. Muzyka wyraźnie zbliżała się ku końcowi i być może będę mógł w spokoju wrócić do swojej partnerki. Nagle ta myśl wydała mi się przygnębiająca. Tak długo nie rozmawiałem z Laurissą i Ian’em, że teraz po tej krótkiej, kilkuminutowej wymianie zdań poczułem – choć przysięgam, że starałem się to ze wszystkich sił tłumić – wzbierające się we mnie poczucie nostalgii. To czyniło człowieka słabym. To czyniło mnie bezbronnym na ciosy, tworzyło poważny słaby punkt w pancerzu ochronnym, który dookoła siebie budowałem wiele lat. Zdawałem sobie z tego sprawę i za wszelką cenę chciałem tego uniknąć. Mimo mojej woli coś we mnie łamało się i rysowało, a odłamki wbijały się w miękkie ograny.
........Poczułem, że natychmiast muszę wrócić do starej formy, bo jeszcze chwila i będzie za późno. Poczułem nową falę chłodu przejmującą mnie od stóp aż do końcówek włosów.
........- Naprawdę myślisz, że boję się byle gówniarza podskakującego tylko dzięki pozycji swojego ojca? – zapytałem, a groźny ton nadany tej wypowiedzi nie pasował zupełnie do sytuacji. Nachyliłem się nad nią lekko, tak żeby być bliżej i móc mówić ciszej. Ta bliskość dała mi irracjonalnie większą siłę, aby ją od siebie odepchnąć. – Że Rosier rzuci się na mnie ze względu na to, że dotykam twojej dłoni, że z tobą rozmawiam? A może boisz się tylko, że rzuci się na ciebie? Skończyły się czasy, w których przejmowałem się ludźmi, którzy zrobili ci krzywdę, Earnshaw – jej nazwisko w moich ustach, wypowiedziane tak sucho, sprawiło mi niemałą przyjemność. Uśmiechnąłem się lekko, mocniej ją do siebie przyciskając.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Deny
Dołączył: 09 Maj 2015
Posty: 314
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 14:55, 03 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
.......Co prawda nie tańczyłam teraz z moim Blaze'em, był to człowiek inny, ale czy mogłam tak naprawdę mówić, że całkowicie obcy? Zwykłam go tak nazywać w myślach, dla własnego spokoju. Mówić, jak bardzo się zmienił. Tylko, że zawsze potrafił trzymać w sobie urazę. Wyniosły również był, dumny także. A teraz, będąc tu, z każdą sekundą zauważałam w nim coraz więcej z mojego Blaze'a, tego za którym tak tęskniłam i potrzebowałam. Nie chciałam też myśleć o tym zbyt intensywnie, żeby los dla zabawy nie odebrał mi tej małej iskry, która gdzieś tam zaczęła się tlić w mojej podświadomości. Teraz jesteśmy już dojrzałymi ludźmi, może to czas w którym powinniśmy coś zmienić?
.......Myślenie o blondynie prawdopodobnie pomagało mi nie myśleć o całkiem innym Ślizgonie, którego spojrzenie wydawało się wypalać mi dziurę w tyle głowy, przy czym ból ten bliski był czemuś lodowatemu, niczym jego spojrzenie. Tak, bałam się Rosier'a, tego ile może i czego pragnie. Dlatego uwalnianie się od myśli z nim związanych było mi na rękę, szczególnie teraz, gdy mogłam zachowywać się przy Blaze'ie prawie normalnie. Jednak nie umknęło mi, że coś uległo zmianie.
.......Spojrzałam na przyjaciela, tak, na przyjaciela, nie byłego przyjaciela, czy znajomego, w chwili w której wypowiedział swoje pytanie. Pierwsze co we mnie uderzyło, to fakt, że oboje już dziś potraktowali mnie w ten sposób, oboje, on i Ian pozwolili sobie na to, aby odezwać się do mnie w taki groźny sposób. Tylko, że tutaj też było widać różnicę. Jeśli porównać ich złości do czegokolwiek... Ian'a była trochę, jak wielki rozgrzany głaz, a ta Blaza... niczym chłodna, lepka substancja. Teraz jednak nie czas szukać dziwnych porównań.
.......Uniosłam brwi, kiedy dotarło do mnie, ze czuję się nieco niekomfortowo. Niby był bliżej, ale to nie była bliskość, której chciałam, czułam, że właśnie o to mu chodziło. Robił to specjalnie, chciał mnie odtrącić słowami. Mogłoby mu się udać, bo to co mówił było okrutne. Nie przebierał w środkach. Przyciągnął mnie jeszcze bliżej, całym ciałem przylegałam do niego, czując się jak w potrzasku, a nie w ramionach, w których od tak dawana chciałam się znaleźć.
.......Spojrzałam na niego pełna zbolałych odczuć, których już nawet nie kryłam. Nie zasługiwał teraz na to, żebym starała się udawać kogoś silniejszego. Zasługiwał na szczerość, na to, żeby cieszył się chorą satysfakcją, że tak jak chce, tak się teraz czuję.
.......- O to Ci chodziło Blaze? Chcesz mi pokazać, jak bardzo mną gardzisz? Powiedz mi tylko, jakim tchórzem trzeba być, aby ranić ludzi dookoła i wciąż nazywać siebie ofiarą - przerwałam w końcu ciszę, patrząc na niego z zadartą głową, bo inaczej nie mogłam. Już nawet nie przejmowała się tym, co powiedzą ludzie. Co powie Ian, jeśli zobaczy, co zrobi Rosier, a ten na pewno widział.
.......Patrzyłam na niego jeszcze chwilę ze zmarszczonym czołem, analizując po raz setny jego słowa, aż nagle moja mina złagodniała. W jednej chwili wszelkie negatywne emocje zniknęły i patrzyłam już na niego z żalem, może nawet litością. Musiał to zobaczyć i byłam pewna, że mu się to nie spodoba. Chciał mnie zniechęcić? Może chciał, żebym się go bała, jak inni? Naprawdę był tak głupi, aby sądzić, że uda mu się stłamsić moje uczucia?
.......- A ty kim jesteś, jeśli nie zagubionym gówniarzem? Okrutnikiem? Nie rozśmieszaj mnie - Powiedziałam równie cicho, co on, po czym dałam sobie chwilę, aby przełknąć ślinę. Musiałam się jeszcze zastanowić, czy wszystko dobrze zrozumiałam. - Nie przejmuje Ciebie moja osoba, prawda? Skąd więc wiesz, że spotkała mnie krzywda ze strony Rosier'a... Hathoway? - zakończyłam, a wyraz mojej twarzy się nie zmienił. Oddychało mi się może nieco cieżko, biorąc pod uwagę to, jak był blisko i jak napięta była między nami atmosfera. Mimo to nie zamierzałam go odpychać, wierząc, że powinnam korzystać jak najwięcej z tej chwili, następna może po prostu nie nadejść.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Choco
Administrator
Dołączył: 06 Maj 2015
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 16:21, 03 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
........Miałem przez moment wrażenie, że moje serce złagodniało, a stanowczość, żeby dowiedzieć się czegoś od niej zmalała. Wiedziałem, że to przyczyna niezbyt silnej woli i że żaden ze mnie wojownik, jeśli nadal pozwalam sobie na coś takiego. Teraz jednak opuściłem nieco głowę, bo w ostatecznym rozrachunku nie chciałem jej zranić. Jeszcze nie teraz. Jeszcze nie w szkole - powtarzanie sobie tego ciągle wcale nie sprowadzi mnie z obranej ścieżki.
........Wiedziałem podskórnie, że Laurissa pokłóci się z Blaze'm albo on z nią - oboje nie mieli najlepszych predyspozycji, żeby się w jakimkolwiek aspekcie dogadać. Łatwiej mi było zrzucać jednak winę na nią niż samemu stawiać czoła blondynkowi. Pewniej złapałem dłoń Abigail i jej zapach sprowadził mnie na ziemię. Tamtej dwójki nigdzie nie było, a ja przestawałem się o nich martwić. W końcu jesteśmy na balu, a Blaze nie powinien mieć mocy, żeby niszczyć coś tak niezwykłego. Ostatni bal.
........- Oczywiście do tego, że mam okazje w końcu zatańczyć z kimś sławnym. Jakiegokolwiek rodzaju jest to sława - dodałem, marszcząc lekko czoło. Nie było sensu wracać do tego wszystkiego. Nie znałem Gryfonki, nie miałem pojęcia, co może wpaść jej do głowy. A głupio by było zostać samemu na parkiecie. Zranione lwy są niebezpieczne, dopóki nie trafią na kogoś takiego, jak Blaze. On zawsze wiedział, czego chce. - W której jesteś klasie? - zapytałem, mimowolnie wspominając to, że to mój ostatni rok tutaj. Muzyka z klasycznej podkręciła nieco tempo, a uczniowie nieświadomi niczego wirowali na parkiecie.
........Spojrzeniem powiodłem po sali, ale nie działo się nic podejrzanego. Tak jakby pomimo wszystkiego, co przeżyliśmy świat kręcił się w tym samym leniwym tempie, nauczyciele siedzieli za swoim stołem, gdzie panował Slughorn, znajomi śmiali się, dziewczyny pięknie wyglądały... I tylko ja zastanawiałem się, czy naprawdę zasługuję na jakiekolwiek szczęście.
........- Jak bawisz się na balu? - zapytałem jeszcze w końcu, skupiając spojrzenie na partnerce. Nie zamierzałem jej się tłumaczyć z motywów, dla których to się stało, ale jednak nie chciałem też milczeć i sprawiać wrażenie, że dla mnie to jest ciężki do przeżycia obowiązek.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Valeriane
Dołączył: 06 Maj 2015
Posty: 288
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 16:49, 03 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
........Uniesienie brwi wyglądało, jakby kobieta była zdziwiona. A mam wrażenie, że w jej spojrzeniu czaiło się coś mrocznego, nie tylko zwykłe zdumienie moimi słowami.
........Na słowo „ofiarą” uleciała ze mnie praktycznie cała pewność siebie. W jednym zdaniu użyła dwóch słów, których nienawidziłem. Połączyła je ze sobą w ten sposób, że poczułem się nic nie wartym człowiekiem, a może wrakiem człowieka. Kiedy złość i mrok zmienił się w pogardę i litość – te dwie rzeczy dała mi wyczytać z twarzy, z lekko wykrzywionych ust i zmarszczonych brwi – wściekłość wróciła. Przeradzała się wolno, choć stanowczo, w furię. Nadal była bardzo blisko mnie, ale zwykły taniec zmienił się w małą wojnę na milczenie przetykane słowami, które były prawdopodobnie celowane tak, aby ranić. Co dziwne, mimo tych wszystkich obelg, którymi się obsypaliśmy, jej głos nadal był spokojny i cichy, tak, że gdyby nie oczy, można by to uznać za normalną rozmowę.
........Puściłem ją i nawet nie udawałem, że dalej tańczę. Stałem w miejscu, zmrużonymi oczami patrząc na nią i czując, że ta złość wypływa mi na twarz i wsiąka w postawę ciała, którą przyjąłem. Ludzie szturchali mnie i irytowali się że zagradzam im drogę, ale nie zwracałem na nich wcale uwagi. Z drugiej strony stała Laurissa, nie tak daleko, niby na wyciągnięcie ręki.
........Chciałem zachować się tak, żeby zatuszować swoje błędy i zrzucić winę na nią. Chciałem, żeby czuła się odpowiedzialna za to, co się stało. To było szczeniackie, ale złość odbierała mi zmysły i powodowała, że oddech stał się nierówny i płytki. Chciałem powiedzieć coś, co by ją zabolało, ale nie potrafiłem znaleźć takich słów.
........Muzyka się skończyła. Krótka przerwa na następny utwór.
........Miałem odwrócić się i odejść, ale nie mogłem przeżyć z etykietką tchórza, który ucieka kiedy rozmowa zaczyna się toczyć nie po jego myśli. Melodia zabrzmiała w powietrzu i pary znów zawirowały. Wolno wyciągnąłem dłoń do dziewczyny, czując jak wnętrzności palą mi się żywym ogniem. Nie spuszczaliśmy z siebie oczu, chociaż ta przerwa mogła trwać tylko kilka sekund. Zły i przegrany, nie mogłem odejść.
........- Jeszcze nie jestem. Dopiero b ę d ę , ale już ćwiczę okrucieństwo - odpowiedziałem powoli, bez czekania na zgodę Laurissy znów kładąc rękę na jej talii. Dwa kroki w lewo, jeden w tył, przeskok, obrót. Krew krążyła mi w żyłach bardzo szybko, a ja dalej nie potrafiłem powiedzieć czegoś, co pozwoliłoby mi wygrać tą prymitywną bitwę na słowa. Minęło tyle czasu, a czułem się jakbym cofnął się w czasie i znów użerał z małą Earnshaw. – Rosier to mój przyjaciel i ta wiedza nie wynika z mojego zainteresowania – odpowiedziałem na zadane wcześniej pytanie, pomijając fragment o tym, że już nie jesteśmy ze sobą tak blisko. – Chyba nie tylko tobie wolno się z nim zadawać? Bardzo się szczycił, że ma taką rzecz jak ty – dodałem obojętnie, dla siebie zatrzymując końcówkę. „Zwłaszcza, że ja nie mogę tej rzeczy mieć”.
........Zawahałem się na chwilę.
........– Nie gardzę tobą, to bądź co bądź już jakieś uczucie. Jesteś mi zbyt obojętna, żebym czuł do ciebie pogardę – dodałem w odpowiedzi na wcześniejszy zarzut z jej strony, wciąż czując urażoną dumę jak piekący policzek wymierzony z premedytacją.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Abigail
Dołączył: 08 Maj 2015
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 17:21, 03 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
…..Miałam ochotę zaśmiać się w sposób wyjątkowo szyderczy, słysząc jego zwinne kłamstwo. Zignorowałam je jednak, obawiając się reakcji chłopaka. Było w nim coś szczególnego, co jednocześnie budziło mój niepokój i strach. Zdałam sobie sprawę, że niesamowicie przypominał mi pewnego Ślizgona, z którym byłam na balu, co pobudziło moje szare komórki do szybszego łączenia faktów i układania wniosków. Po śmierci rodziny tak bardzo zatraciłam się w swoim smutku i rozpaczy zapominając, że ta wojna wciąż trwa i wcale nie zbliża się ku końcowi. W dodatku coś podpowiadało mi, iż właśnie wplątałam się w zagadkową intrygę, której sympatycznie uśmiechający się w moim kierunku Krukon był częścią. Kątem oka spojrzałam w kierunku Blaze'a i Rissy, którzy tańczyli ze sobą przylegając dokładnie ciało przy ciele, co można było zauważyć nawet z dużej odległości. Było między nimi napięcie, emanujące na całą wielką salę. W co ty się wpakowałaś, Haggis?
…..Niespodziewana jasność umysłu sprowadziła mnie szybko na ziemię i kazała grać w grę, w którą zostałam wciągnięta. Mogła mnie ona doszczętnie zniszczyć, ale czy już taka nie byłam. Nie miałam zupełnie nic do stracenia. Oprócz życia.
…..-Uwielbiam swoją sławę – powiedziałam głosem pełnym sarkazmu, ale szybko się zreflektowałam już nieco spokojniejszą odpowiedzią na pytanie o rok nauki. Może dlatego, że tak bardzo mnie ono zdziwiło. Od czwartej klasy na każdym meczu qudditcha ścieraliśmy się ze sobą na boisku, odbierając sobie nawzajem kafla, że trudno mi było uwierzyć, aby nie wiedział ile mam lat.
…..Choć z natury nie byłam za bardzo rozmowna, to chciałam się czegoś dowiedzieć o Ian'ie. Szukałam klucza do zagadki, jaką postawiła przede mną trójka uczniów.
…..-Nie będę udawać, że jest to najpiękniejszy dzień mojego życia. W końcu wiesz, co mówią za moimi plecami – zasugerowałam bez niepotrzebnego, groźnego tonu w głosie, siląc się na delikatny uśmiech w stronę chłopaka. Nie chciałam robić sobie w nim wroga. -Zostałam zmuszona do pojawienia się tutaj, czego z łatwością można się domyślić. Mam nadzieję, że chociaż dla ciebie jest to przyjemniejszy wieczór.
…..Stosując cały swój zapas elokwencji, starałam się dokładnie dobierać słowa. Nie przez przypadek powiedziałam mu, czemu pojawiłam się na imprezie, skrzętnie omijając fakty na temat mojego partnera. Liczyłam, że sam zapyta o Blaze'a, przez co ja będę mogła wyciągnąć coś na temat chłopaka, który intrygował mnie cały wieczór. Delikatny i z całą radością, jaką mogłam włożyć uśmiech wykwitł na mojej twarzy. Starałam się być przyjaźnie nastawiona, nie pokazując swojej podejrzliwości i... żalu?
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Abigail dnia Pią 22:56, 03 Lip 2015, w całości zmieniany 3 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Deny
Dołączył: 09 Maj 2015
Posty: 314
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 19:19, 03 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
.......Wiedziałam, że moje słowa w niego trafią, taki był ich cel i nie mogłam sobie odmówić uczucia satysfakcji, że udało mi się to osiągnąć. Może nawet było to dziecinne, nie dbałam o to szczególnie. Nie byłoby sensu traktować go po przyjacielsku, a raczej byłoby to bardziej fałszywe, niż kłamanie go w żywe oczy. Poza tym nigdy nie czułam potrzeby hamowania się przed Balez'em. Wątpię, aby to się miało zmienić, a jeśli pamięć do swojej osoby zatrzymać w nim mogę jedynie przez podobne ataki słowne, to jestem gotowa chłostać go swoim głosem dopóki będę miała jeszcze siły, aby w ogóle się odzywać.
.......Nawet tego nie ukrywał. Odsunął mnie od siebie i powinnam się z tego cieszyć, a jednak tak szybko, jak nasze ciała się rozłączyły, poczułam ukłucie osamotnienia. To nawet zabawne, niby zwiększył dystans jedynie o kilkadziesiąt centymetrów, a różnica wydała mi się diametralna. Pomijając już to, że wcześniej, kiedy przyciągnął mnie do siebie też nie chciał dać mi żadnych nadziei, a jedynie dosadniej uświadomić mi, jak mało istotna jestem.
.......Wszystko to pozostawało w formie domysłów tak długo, jak żadne nie zdobyło się przerwać ciszy. Mi to odpowiadało, ale naiwnie byłoby sądzić, że ten błogi stan zawieszenia potrwa dłużej.
.......Wyciągnęłam dłoń, pozwalając mu na nowo prowadzić nas w takt muzyki. Nawet o tym nie myślałam, to głupie przyzwyczajenie, głupi odruch, którego nie mogłam w sobie pokonać. On wyciągał rękę - ja ją łapałam. On mnie odpychał - ja nie wyciągałam ręki. Prosta zasada o paradoksalnie okrutnym wydźwięku. A jeśli już o okrucieństwie mowa, to czułam, że nie puści mimo uszu moich słów. Tak też się stało. Temat znów zaczepił się osoby Rosiera, niewątpliwe jednej z moich największych słabości. Wykorzystał to sprawnie, zawsze miał tą umiejętność, aby manewrować faktami w sposób, jaki da mu najwięcej. Mogłam mu tego jedynie zazdrościć.
.......- Nie jestem rzeczą, Blaze, a już na pewno nie należę do niego - zaakcentowałam ostatnie kilka słów, ponownie spoglądając mu w oczy. Lubiłam je, kiedyś wydawało mi się, że są takie same jak moje, podobnie patrzą na świat, podobnie wyrażają emocję. Dlatego nie bałam się jego wzroku.
.......Chociaż powiedział już tyle okropieństw, to dopiero przy ostatnich irytacja we mnie wezbrała. Zastanawiałam się nawet jakim widowiskiem byłoby wymierzenie mu teraz policzka. Z drugiej strony takie zachowanie byłoby oznaką mojej własnej słabości i dalekie było od zasad, jakimi się kierowałam. Poza tym mimo incydentu z odsunięciem się, dla większości musieliśmy wyglądać na parę tancerzy, nic podejrzanego... może nawet pięknego? Bądź, co bądź nasze ciała rozumiały się w ruchu, żadne nie mogło temu zaprzeczyć.
.......- Już jesteś okrutny. Nie dla mnie, ale dla siebie samego - zdobyłam się w końcu na te słowa, a ich prawdziwość w moim odczuciu nawet mnie przygnębiła. Może właśnie to dało mi siłę, aby wyprzeć szczerość z jego wypowiedzi, po prostu w nią nie uwierzyć, nie chciałam tego robić, to mogłoby mnie zranić, a nie pozwolę nikomu, już na pewno nie jemu siebie zranić. - Czy chcesz, czy nie, jesteś częścią mnie, a ja częścią ciebie. Kształtowaliśmy wspólnie w
trójkę to, kim dziś jesteśmy i możesz mówić co chcesz, ale nie masz mocy, aby o tym zapomnieć - kolejny obrót, płynne przejście i znów byliśmy przy sobie. Niby ignorując otoczenie, a jednak harmonijnie z nim współgrając.
.......- Nigdy się ode mnie nie uwolnisz, od Ian'a też nie. Poza tym widzę, że mimo wszystko nadal potrafię zmącić twoją obojętność. Przestań więc udawać przede mną kogoś, kim nie jesteś, to zwyczajnie śmieszne - Moje brwi opadły nieco, pozwalając twarzy przybrać surowy wyraz. Oczywiście, że mnie denerwował. Jego postawa! To co robił ze sobą! Przede wszystkim jednak to, że nie chciał nas wpuścić, budował mury wokół siebie, ale to ja podobno się odwróciłam! Co miałam zrobić? Miałam jedenaście lat i liczyłam na to, że zrozumie, bo kto inny miał zrozumieć, jak nie on? Wiem, że siebie usprawiedliwiam, ale przez sześć lat żyję w poczuciu winy, czując, że kiedyś pęknę i żałośnie zacznę błagać, aby oboje mnie od tego uwolnili.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Choco
Administrator
Dołączył: 06 Maj 2015
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 20:31, 03 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
........Każdy kolejny krok, kolejna nuta i poza w tańcu prowadziła moje myśli do tego, że przecież my wszyscy jesteśmy tu jeszcze dziećmi. Nienawidziłem, kiedy ktoś tak mówił o mnie, a jednak zdawałem sobie z tego doskonale sprawę. Nie musieliśmy stawać po niczyjej stronie w tej bitwie, niczego knuć - przynajmniej nastolatkowie w naszym wieku na ogół nie musieli. Zbliżająca się wojna starała się nam uświadomić coś innego. I w tym jej uświadamianiu było coś, co zapierało dech, zamrażało oddech, paraliżowało strachem. Nie potrafiłem się cieszyć z tańca. Ani z dziewczyny, miłości, przyjaźni, nie tak jakbym chciał. Inne myśli zaprzątały mi głowę, że dopiero kiedy Abigail się odezwała zdałem sobie sprawę z tego, że przecież ona jest uczennicą, jak my wszyscy. Z mojej twarzy nie znikał pełen dystansu i uprzejmości uśmiech.
........- Kto nie chciałby być sławny?... - pytanie było wyraźnie retoryczne, bo ostatni takt muzyki wybił dokładnie w momencie, kiedy pozwoliłem dziewczynie przechylić się zgrabnie przez moje silne ramię. Zaraz jednak znów rozpoczęła się kolejna i tym razem nie szukałem już przyjaciół. Dziwnie było w końcu skupić się na kimś, kto nie miał z nimi nic wspólnego... Przynajmniej nie do końca.
........Chyba nie potrafiłem z nikim normalnie już rozmawiać - oto dokąd doprowadziła mnie ostatnia samotność. Aurora pojawiała się coraz rzadziej, najwyraźniej zajęta swoimi sprawami, inny znajomi zostali przeze mnie odsunięci. I oto wynik - nie potrafiłem normalnie rozmawiać z ludźmi nawet teraz, kiedy powinienem zachowywać się jak najbardziej normalnie.
........- Nie, nie wiem co mówią, wiem tylko że to robią. W końcu to nie moje plecy - powiedziałem po chwili zamyślenia, dając się wciągnąć w rozmowę, która nie miałem pojęcia dokąd nas zaprowadzi. Zmarszczyłem delikatnie brwi, zastanawiając się po co daję się sprowokować tej dziewczynie, ale ktoś wpadł na nas niezbyt uprzejmie. - Ethan - podsumowałem krótko, ale jego i partnerki nie było już obok nas, zniknęli w tłumie. Poprawiłem odruchowo włosy, znów kładąc dłoń na talii Abigail. - Nie jest przyjemny, kiedy wpuszcza się tutaj tak wielu idiotów - dodałem jeszcze z nutą zgorzkniałości w głosie, która jednak zniknęła w taktach muzyki.
........Nie zastanawiałem się ani przez chwilę nad tym, jak to jest stracić własną rodzinę. Dla mnie to byłaby nagroda, nie kara, choć to było okrutne stanowisko w tej sprawie. Ale nie nadawałem się do pocieszania ofiar wojny. Bo ona zawsze pociąga za sobą setki ofiar, nieważne, w jakich intencjach jest prowadzona. Nie chciałem o tym myśleć, nie chciałem patrzeć na Gryfonkę w innym świetle. Bo coś podpowiadało mi, że rozpamiętywanie tego nie zaprowadzi mnie w żadne dobre miejsce. Zwłaszcza, że sam miałem w przyszłości zostawiać czarodziejów bez rodzin na tym świecie.
........Ocknąłem się z zamyślenia stosunkowo szybko. Zmrużyłem lekko oczy, kładąc pewniej dłoń na talii dziewczyny. Mogę ten jeden wieczór jeszcze się bawić, a tymczasem rozmyślam o takich rzeczach - ironia, jakby już odebrano moją swobodę. Uśmiechnąłem się, zmieniając tempo tańca, ale Abigail nie dała się nabrać na tę sztuczkę.
........- Gdzie nauczyłaś się tańczyć? - zapytałem zupełnie swobodnie. Ona nie jest moim więźniem, żeby przepytywać ją jak na przesłuchaniu. - Myślałem, że wasza opiekunka domu niezbyt dobrze czuje się w tańcu - dodałem w końcu z tajemniczym błyskiem w oku. Drobna gra słowna nie zaszkodzi, jeśli mamy się oboje dobrze bawić.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Valeriane
Dołączył: 06 Maj 2015
Posty: 288
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 20:55, 03 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
........Usiłowałem zapanować nad złością, ale ona nie dała się ujarzmić, ciągle wierzgała wewnątrz mojego ciała.
........- Należałaś do niego – odpowiedziałem, prostując jej wypowiedź. – I sama musisz zdawać sobie sprawę, że dla niego byłaś rzeczą. Myślę, że tak naprawdę nikt nie zna go lepiej od ciebie. To nie moja sprawa – dodałem, podnosząc wzrok, byle tylko nie musieć dalej patrzeć jej w oczy. Nie wiem, dlaczego rozmowa zeszła akurat na temat Draven’a.
........Dlaczego Laurissa się nie denerwowała? Czyżby miała nerwy ze stali? Ta płaczliwa, słaba istota którą trzeba było ratować przed całym światem… nie wiem czy to możliwe, żeby zmieniła się tak bardzo. W każdym razie, miałem wrażenie że to ja zrzucam chłodną maskę, gotuję się wewnątrz i to topi lód w spojrzeniu. Za to ona, z dumnie wyprężonymi plecami, bezbłędnie stawiając stopy, nie daje się wytrącić z równowagi, co więcej, sprawnie balansuje na krawędzi. Przewaga kobiety wcale nie pomagała przy uspokojeniu się.
........Poraziły mnie jej następne słowa. I wcale mi się nie spodobał ani ton ich wypowiadania, ani dobór słów czy ogólny sens. Nie mogłem poważnie skupić się na przemyśleniu tych gorzkich zdań, bo taniec tym razem był nieco bardziej wymagający, a melodia szybsza. Kolejne obroty, układy stóp i cała reszta uniemożliwiły mi skupienie, a ona nadal wyglądała na niewzruszoną. Zawsze była lepsza na lekcjach tańca. Odpędziłem tą myśl i mocno zmarszczyłem brwi. Wspomnienia naszej trójki prześladowały mnie i na pewno w jakimś stopniu wpływały na wybory, nie chciałem tylko przyznać tego sam przed sobą. A teraz ona po prostu wypowiedziała na głos tą obawę.
........Nigdy nie uwolnię się od tych pieprzonych ech przeszłości, od osób które żyją w mojej głowie, ale które już nie istnieją, nie chodzą po ziemi... Mimo że noszą te same imiona i nazwiska. To działało w drugą stronę, wydawało się im że znają osobę, której już nie ma. Złość mi powoli przechodziła, pozwalając wreszcie ułożyć w miarę trzeźwo myśli. Nie przyszedłem tu się bawić ani wspominać, a już na pewno nie wykłócać o to, co było kiedyś. Musiałem natychmiast uwolnić się od Laurissy, ona nigdy nie odpuści i boję się, że w końcu sam ulegnę jej gładkim, prostym słowom – które jako słowa rzeczywiście były bardzo kuszące, ale nierealne. Wydawało mi się, że wreszcie przemówiła przez nią chociaż odrobina złości.
........- Chcesz dowieść, ze jestem za słaby na uwolnienie się od waszego wpływu? – westchnąłem pod nosem, przewracając oczami. – To, co widzisz, to tylko skorupa. Jestem dalej blondynem i tak, trochę urosłem, mam takie same oczy i głupie nawyki. Ty też jesteś podobna do dziecka, które znałem. Ale to ty powinnaś przestać udawać, że znasz osobę, która siedzi w tym ciele tylko dlatego, że wyglądem przypomina kogoś, kogo znałaś – w tym momencie objąłem ją w talii i przechyliłem mocno do tyłu, sam przy tym się nachylając do ostatniego dźwięku muzyki – bardzo dawno temu – dokończyłem cicho.
........Wyprostowaliśmy się oboje po kilku sekundach trwania w tej pozycji.
........- Dziękuję za towarzystwo, panno Eranshaw – rzuciłem, kłaniając się teatralnie i uśmiechając się pod nosem. – Szukaj przyjaciela, którego znasz – dodałem ironicznie, sam sobie zadając ból tak, jak wcześniej to przewidziała dziewczyna.
........Zatrzymałem się dopiero na błoniach i miałem ochotę wrzeszczeć. Zamiast tego, zadarłem głowę aby zauważyć niebo całkowicie zasnute chmurami i mocno zacisnąłem pięści.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Abigail
Dołączył: 08 Maj 2015
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pią 23:15, 03 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
….......Podobał mi się taniec z Ian'em. Był pełen swobody i lekkości. Chłopak naprawdę potrafił tańczyć i starałam mu się dorównać jak tylko mogłam. I chyba zauważył zdziwienie na mojej twarzy, kiedy usłyszałam pytanie o moje lekcje tej pięknej sztuki. Po wzmiance o profesor McGonagall przypomniałam sobie jak kobieta próbowała uczyć Gryfonów przed pierwszym balem i nie ma co ukrywać, nie szło jej zbyt wybitnie. Wydawało mi się wręcz, że nie było na sali osoby, która byłaby bardziej sztywna.
….......-Jedyne co potrafi w tańcu, to trzymać ramę – powiedziałam, kiedy odwróciłam się w stronę Krukona po podwójnym obrocie. Leciała dość szybka muzyka, przez co musiałam lekko podnieść głos, żeby w ogóle mógł mnie usłyszeć. -Tańczyłam amatorsko razem z... -przerwałam w pół zdania, kiedy dotarły do mnie wspomnienia, niosąc falę bólu. Tak bardzo tęskniłam za małą Kate. Przełknęłam głośno ślinę i siląc się na uśmiech dokończyłam – z siostrą w dziecństwie.
…........Odwróciłam wzrok, mrugając szybko oczyma aby pozbyć się cholernych łez, które gromadziły się w kącikach oczu. Chwilę później już ich nie było i żywiłam szczerą nadzieję, że tylko ja jedna o nich wiedziałam. Zreflektowałam się delikatnym uśmiechem w stronę Ian'a. Nie chciałam pokazywać swoich uczuć, szczególnie obcym osobom.
….......-Northman musi być doskonałą nauczycielką, skoro Krukoni błyszczą dziś w tańcu. Zobaczymy czy będziecie tak lśnić w czasie meczu z Gryfonami – szepnęłam mu blisko ucha, kiedy przechylił mnie do tyłu na swoim ramieniu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Deny
Dołączył: 09 Maj 2015
Posty: 314
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Sob 1:11, 04 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
.......Nie wiem jakim cudem temat zszedł na Rosiera, może po prostu Blaze wyczuł, że nie czuję się z tym komfortowo i musiał to wykorzystać? W dodatku jego słowa trafiały we mnie doskonale, na pewno były czymś, czego nie chciałam słyszeć, a już na pewno nie od niego. Nawet moja ręka zatrzęsła się, by ostatecznie nieco mocniej zacisnąć palce. Do nikogo nie należałam! Chciałam to powiedzieć, ale co by to dało? Czy uwierzyłby w te słowa? Zapewne nie, więc wolałam zachować już je dla siebie, nie zwiększać jego przewagi nade mną. Tak nie powinni zachowywać się przyjaciele, podkopywać się nawzajem, a jednak właśnie to robiliśmy od jakiegoś już czasu. Ta podłość była obustronna, nie chciałam udawać, że jest inaczej, nigdy nie zamierzałam wybielać swojej osoby, bo niby przed kim?
.......Wiedziałam natomiast, że ja sama też nie zostawałam w tyle. To również dodawało mi poczucia stabilności. Jeśli nie znamy siebie na tyle, aby cieszyć się swoim towarzystwem, to na pewno mamy wystarczająco dużo wiedzy, aby ranić siebie na wzajem. Wcześniej nazwałam go okrutnikiem, nigdy jednak nie mówiąc, że sama nim nie jestem. Okrucieństwo nie ma jednej odsłony, istnieje cała paleta barw, w której każdy znajdzie coś dla siebie. Tak właśnie my we dwoje mierzyliśmy do siebie ze swojej podłości, czyniąc z pięknego tańca nieczysty pojedynek. Wciąż miałam jednak czelność myśleć, że robię to dla niego i usilnie zmuszałam siebie, aby w to wierzyć.
.......Patrzyłam w jego oczy, słuchając słów wylewanych ze złością, ale też z żalem. Byłam pewna, że tą drugą emocję również mogę w nim znaleźć, chociaż jej nie słyszałam. Możliwe jednak, że mój własny żal barwił już jego wypowiedzi. Nie wiedziałam co odpowiedzieć, serce znów biło mi nieco szybciej i zła byłam na samą siebie, że to zauważyłam. Obawiałam się, że i on zauważył, był przecież tak blisko. Nachylił się nade mną, moje ciało poddawało mu się perfekcyjnie, a jednak czuło, że to nie potrwa już długo, że w okropnej prawdzie czai się pożegnanie, którego nie chciałam słyszeć bardziej, niż mogłam się spodziewać.
.......Wyprostowaliśmy się, muzyka dobiegła końca. Nasz czas dobiegł końca. Jeszcze nim się skłonił wiedziałam, że zaraz mnie zostawi i walczyłam ze sobą, aby nie złapać go za rękaw, jak kiedyś, kiedy nie nadążałam za nim, czy Ian'em.
.......- Nie muszę szukać, to nie ja go zgubiłam - a chociaż przez ostatnie minuty byłam cicho, teraz nie mogłam się oprzeć. Skoro on sprowadził mnie na ziemię, ja chciałam mieć przynajmniej ostatnie słowo. Mogłam jedynie zgadywać, że moja wypowiedź po raz kolejny trafiła tam, gdzie powinna. Tylko, że nic nie zmieniało faktu, że teraz byłam sama, a oddech nie chciał przychodzić z taką łatwością, z jaką powinien.
.......Oto właśnie rozmawiałam z Blaze'em. Tańczyłam z nim, tak jak to sobie wyobrażałam lata temu. Czemu więc ten bal nie miał być udany. Obejrzałam się w lewo, zapominając o tym, że powinnam zejść z parkietu. Dostrzegłam gdzieś Ian'a z Abigail. Gryfonka przechylona była do tyłu, szepcząc coś mu do ucha. Nie wiem czemu, ale ten widok wydał mi się kolejnym ciosem w brzuch i zrozumiałam, że tak zwyczajnie i na pewno nie majestatycznie jest mi niedobrze. Nie zamierzałam też podchodzić do Krukona, przecież był zajęty, coś robił przynajmniej, a najgorsza była myśl, że może pierwszy raz od początku balu faktycznie dobrze się bawi. Przy czym Blaze zapewne przeze mnie ten wieczór spisał już na straty.
.......Musiałam wyjść, chociaż na chwilę, wyjście na dłużej byłoby dobrym posunięciem, ale jakże żałosnym, jeśli nikt nie poszedłby mnie szukać. Nikt nie zauważyłby zniknięcia, więc lepiej nie znikać, lepiej być zawsze i wierzyć, że gdyby mnie nie było, to ktoś by zatęsknił. Kolejne z moich tchórzliwych podejść do życia, bardzo asekuracyjne... Kiedyś, chowając się naturalnym było, że mnie znajdą, teraz schowana... przyniosłabym im wytchnienie.
.......- Nawet na mnie nie spojrzał!! - zanosiła się płaczem jakaś dziewczyna siedząca na schodach, w objęciach swojej przyjaciółki. Mogłam jedynie domyślać się z urywek rozmowy, że najwyraźniej była w kimś szczerze zakochana, ale jednostronnie. Uśmiechnęłam się mimowolnie. Chciałabym tak, pozwalać sobie na płacz, miłość, śmiech, pomyłki, opuszczenie gardy. Chciałabym móc wylizywać krem z ciastek i brudzić nim czyjś nos, żartując przy tym głupkowato. Mieć swoje miejsce w tym wszystkim, żadne specjalne, czy wyszukane, po prostu takie, którego nikt by mi nie zabrał, nawet jakbym wyszła na moment. Takie tylko dla mnie.
.......Chyba wmówiłam sobie, że muszę iść do łazienki, a to, że stałam przed lustrem z piętnaście minut po prostu zignorowałam. Odbicie też było nie do zniesienia. Sama nie chciałam patrzeć w swoje oczy, rozdygotane, słabe, błękitne... znajome. Potrzebowałam teraz ciepła, tak mi się zdaje, bo ramiona pokryła mi gęsia skóra i dopiero, kiedy w łazience dziewczyn nieoczekiwanie znalazł się jakiś koleś w towarzystwie rozchichotanej uczennicy zdałam sobie sprawę, że pora wracać.
.......- Oj, przepraszam, chyba się pomyliłem... - wydukał wyraźnie speszony, ale pokiwałam jedynie głową z politowaniem, może nawet zabarwionym delikatnym rozbawieniem, którego mimo to nie czułam.
.......- Spokojnie, ja wychodzę, nikogo innego tutaj nie ma - tak oto zostawiłam zakochaną dwóję w spokoju, mijając ich jak gdyby nigdy nic. Kibel... jakież to romantyczne. Kącik moich ust się uniósł. To, że ja nie potrafię znaleźć sobie miejsca w tym wszystkim, nie oznacza, że inni też nie. Tamci przynajmniej będą mieli jakieś wspomnienia, to się chwali. A kto wie? Może ich wspomnienie wróci po dziewięciu miesiącach i zostanie na stałe? Cholera... chyba zagalopowałam się w tych myślach, ale każda głupota była lepsza, bo przynajmniej utrzymywała mnie w stanie, w którym nie musiałam siebie dołować.
.......Wróciłam na wielką salę, strategicznie zajmując miejsce przy oknie, spoglądając w ciemność. Tutaj nie znajdzie mnie nikt, kto faktycznie nie będzie chciał tego zrobić, bo chociaż widać mnie dokładnie, to jednak nikt przez przypadek nie podejdzie. Przy okazji ja nie musiałam widzieć czegoś, czego wolałabym nie widzieć.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Choco
Administrator
Dołączył: 06 Maj 2015
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 19:24, 05 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
........Westchnąłem cicho na jej słowa, a na usta wtargnął nieproszony uśmiech, na szczęście zbyt słaby, żeby nazwać go wesołym. Ale przy Abigail chcąc nie chcąc zacząłem zapominać o tym, dlaczego właściwie tańczymy ze sobą, zapomniałem nawet na chwilę o tym, że Rissa została sama z Blaze'm i że zapewne nie był to mój najbardziej błyskotliwy pomysł. Chyba właśnie takiej swobody brakowało mi na tym balu, z zdziwieniem odkryłem, że powodem tej swobody jest prawie nieznajoma Gryfonka.
........Nie umknął mojej uwadze krótki grymas, który pojawił się na twarzy mojej partnerki. Nie zamierzałem jednak robić żadnych uwag ani wdawać się w rozmowę bezpośrednio o tym, co jej dotyczy, a o czym niedawno huczała cała szkoła. Zwyczajnie zbyt dobrze poczułem się rozmawiając o głupotach, żeby teraz zepsuć sobie ten nastrój. Gładko poszło udawanie, że niczego nie zauważyłem na jej twarzy, a już tym bardziej w jej głosie - przecież było głośno. Zacisnąłem mocniej dłoń na jej talii, wyczuwając, że muzyka właśnie zbliża się do końca.
........Prychnąłem cicho, wywracając oczami, ale nie w wyrazie irytacji, raczej rozbawienia. Kiedy tylko stanęliśmy naprzeciwko siebie, dość blisko, patrząc na siebie bacznie w chwili ciszy pomiędzy melodiami wyczułem, że to moment w którym należy coś powiedzieć. Powoli uwolniłem ją z uścisku swoich ramion, kłaniając się trochę zbyt sztucznie, żeby nie zauważyła ironii tego gestu.
........- Jeszcze mamy trochę czasu, żeby się o tym przekonać - powiedziałem, prostując się po chwili i odsuwając o krok. - Chyba pora trochę odpocząć... I może znaleźć swoich partnerów - dodałem po chwili wahania, patrząc kątem oka na blondynkę. Czy to ta pora, kiedy powraca sztywność między nas, kiedy wypadałoby mi zapytać o nienaturalność wyboru jej partnera? Odchrząknąłem cicho. - Chodźmy, zaschło mi w gardle.
........Poprowadziłem ją pomiędzy parami, które zbierały się szybko do kolejnego tańca, zerkając na nią co chwilę i zastanawiając się, jak teraz rozwiązać zaistniałą sytuację. Poza tym nigdzie na parkiecie nie widziałem już przyjaciółki, a to znaczyło, że coś się stało. Nie dałem po sobie poczuć zdenerwowania. Rozglądałem się tylko wkoło, całkiem dyskretnie i kiedy wreszcie doszliśmy do stołów, usiadłem na ławce, skąd mieliśmy doskonały widok na całą salę. Nie zauważyłem nigdzie znajomych twarzy.
........- Czyżbyśmy zostali sami? - mruknąłem w stronę Abigail, która znajdowała się obok.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Abigail
Dołączył: 08 Maj 2015
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 18:32, 14 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
….......Rozejrzałam się po wielkiej sali, szukając wzrokiem swojego partnera. Blaze'a jednak nigdzie nie było widać i po minie Ian'a stwierdziłam, że Laurissa również zniknęła. Krukon miał rację, zostaliśmy sami. Usiadłam wygodnie przy jednym ze stolików i zajrzałam w kartę dań. O dziwo byłam głodna, co nie zdarzało mi się od bardzo dawna. Zagłębiłam się w menu, kątem oka widząc lekkie zmieszanie swojego niedawnego partnera w tańcu. Chłopak ewidentnie czuł się zakłopotany i chyba zmartwiony. Nie wydawało mi się, żeby chodziło o to, że zostaliśmy we dwójkę. Domyślałam się, że bał się o Rissę. Czyżby to Hathoway jej zagrażał?
…......-Nie musisz ze mną siedzieć, jeśli nie chcesz -powiedziałam zwracając na siebie uwagę. Uśmiechnęłam się delikatnie i znów spojrzałam w kartę. Moje myśli krążyły wokół schabu po baskijsku, który wyglądał niesamowicie apetycznie na zdjęciu. Wymówiłam na głos nazwę dania, a chwilę później talerz wypełniony po brzegi pojawił się przede mną.
…......Spojrzałam w górę i zauważyłam, że Ian dalej stoi tam gdzie stał. Jego mina nie uległa jednak znacznej zmianie, może tylko długa zmarszczka na czole pogłębiła się. Chłopak wydawał się nie słyszeć moich wcześniejszych słów.
….......-Może jest w łazience. Jeżeli chcesz, mogę iść i sprawdzić.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|