|
Zobacz poprzedni temat :: Zobacz następny temat |
Autor |
Wiadomość |
Valeriane
Dołączył: 06 Maj 2015
Posty: 288
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:07, 24 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
........Początkowo chaotyczny i gęsty tłum, pochód wyjątkowo szczęśliwych twarzy teraz zaczął się wyraźnie przerzedzać. Ostatnie pospiesznie zbiegające ze schodów pary spóźnialskich mijały mnie, kiedy wyszedłem w zacienionej wnęki, w której czekałem na partnerkę aby uniknąć szturchania i potrącania. Prychnąłem pod nosem, nie oglądając się już więcej po korytarzu i, wciskając pięści do kieszeni eleganckich spodni, leniwym krokiem sam przeszedłem przez drzwi Wielkiej Sali, w której już brzmiały zaczątki walca. Przez chwilę stałem w wejściu, kompletnie ignorowany przez otoczenie, lekko zgarbiony, zły, przegrany. Miało być tak pięknie.
........To takie dziwne, zawsze to ja zostawiałem panny a nie na odwrót. Czyżby Haggis zignorowała polecenie tej starej wiedźmy, które tak ułatwiło mi kwestię zaproszenia jej na bal? Przede wszystkim, czy jej się wydaje, że mnie można tak po prostu zostawić bez słowa, porzucić bez wyjaśnienia? O nie.
........Mimo to stałem tu sam, a humor w jeden chwili stał się wyjątkowo paskudny. Spojrzeniem wyłowiłem w tym eleganckim kłębowisku ciał kilka twarzy, które chciałem znaleźć. Liv przyszła z Krukonem. Widziałem ich z miejsca, w którym ją obserwowałem. O ile mogę być zdziwiony z takiego wyboru – sam przecież miałem pojawić się z Gryfonką – skrzywiłem się lekko na ten widok. Evelyn mogła iść z kimkolwiek chciała, a poszła z jakimś przygłupim chłopaczkiem, który ogląda się na każdą dupę, o ile ta należy do dziewczyny. Potrząsnąłem głową. Lestrange robili jakieś zamieszanie przy trzęsącej się galarecie z Gryffindor’u. Oni chyba zawsze wyczuwają najsłabsze ogniowo w towarzystwie, jakby mieli specjalny instynkt, i dręczą właśnie tych, którzy są bojaźliwi z natury, bo to daje najwięcej zabawy.
........Coś, co zobaczyłem, spowodowało że wyprostowałem się jak struna w jednej chwili i usunąłem głębiej w tłum, jakby nagle wadziło mi stanie samotnie opartym o framugę wielkich drzwi. Ramsay i Earnshaw, razem, jasne. Oczywiście. Przecież to logiczne, są w końcu cholernymi p r z y j a c i ó ł m i , przecież z przyjacielem można spokojnie iść na bal i nikogo to nie dziwi. Może są parą? Kto normalny zaprasza przyjaciółki… Udawałem, że wcale mnie to nie obchodzi, nawet sięgnąłem po jakąś przekąskę, żeby to urzeczywistnić. Co prawda udawałem sam przed sobą, bo w najbliższym otoczeniu nie było nikogo znajomego, mimo to czułem że nie dam rady przestać grać.
........Dopiero po kilku chwilach znów podniosłem obojętne spojrzenie znad pustej wykałaczki po przekąsce, którą obracałem nerwowo w palcach. I wtedy moje spojrzenie samo pobiegło ku znajomej twarzy, jakby źrenice działały bez mojej woli, jakby doskonale wiedziały dokąd się udać. Stała przy wejściu, taka sama jak inni, jednak zbyt inna aby można ją było pomylić. Dookoła niej wisiała bowiem niemal namacalna, czarna jak kir okrywający grób rodziców, aura rozpaczy i odizolowania. Odcinała się wyraźnie od innych. W wyjątkowo eleganckiej, czarnej sukni i idealnie pięknej powierzchowności, a jednak z dużo ciemniejszą, brzydką, nakreśloną bliznami duszą, której jeszcze nie miałem prawa znać.
........Nie potrafiłem powstrzymać chytrego, złośliwego uśmieszku, który wepchał mi się na usta. A więc nie zostawiła mnie i nie zignorowała polecenia McGonagall. Dobra dziewczyna. Starałem się, aby uśmiech wyglądał naturalnie, nie szyderczo.
........Podszedłem do niej szybkim krokiem, przepychając się w tłumie, ale ona zdawała się mnie kompletnie nie widzieć. Dopiero kiedy moja ręka swobodnie spoczęła na jej talii, wtedy jakby obudziła się z transu i zmierzyła mnie tym swoim zwykłym, poważnym spojrzeniem, kryjącym może trochę odrazy.
........- Już myślałem że ominie n a s pierwszy taniec – rzuciłem, lekko przyciągając ją do siebie. Nie stawiała oporu, jakby było jej to zupełnie obojętne. Reakcja tak inna niż ostatnio trochę zbiła mnie z tropu. Miałem wrażenie że nikt oprócz mnie nie zauważył jej przybycia, tak samo jak nikt nie zobaczył mojego. – Chodźmy, dzisiaj można zapomnieć o świecie, on nas nie potrzebuje tak, jak ja potrzebuję ciebie do tańca – dodałem miękko.
........Żadnych wytłumaczeń, tylko żadnych wytłumaczeń, powtarzałem sobie w myślach. Nie przeżyję ich.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Choco
Administrator
Dołączył: 06 Maj 2015
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 22:58, 24 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
........Wzruszyłem jedynie ramionami, nie mając nic do powiedzenia na ten temat. Gdybyśmy się nie przyjaźnili, rzucalibyśmy się sobie do oczu, to było pewne, poza tym właśnie z tego składała się nasza znajomość. Nie musiałem skupiać się na krokach, żeby stopy wiedziały, gdzie zmierzyć. Jedynie oglądałem się czasem, nie chcąc wpaść na dyrektora, który szarżował w tłumie z jakąś czarownicą z Ministerstwa Magii albo innego nauczyciela. Taniec na ogół nie był moim hobby, ale obecnie sprawiał mi wręcz nieprzyzwoitą przyjemność - już zapomniałem, jak to jest tańczyć, trzymać kogoś w ramionach, martwić się o kogoś innego niż tylko siebie... Zwłaszcza ta ostatnia rzecz zajmowała mi ostatnio zbyt wiele czasu. Martwienie się tym, co powinienem zrobić, jak reagować, jak się zachowywać.
........Zerknąłem w bok, zauważając Liv w objęciach jakiegoś kretyna, którego imienia nie wypowiadam nawet w myślach - jako manifestację swojego braku szacunku do jego osoby. Manifestację prowadzoną dla samego siebie i własnej satysfakcji. Rozglądałem się do czasu, kiedy swoim głosem Laurissa spowodowała lekkie pogubienie kroków. Nie odwróciłem się, żeby szukać w tłumie dziewczyny mojego przyjaciela. Nawet w ogóle nie powinno mnie interesować to, czy on tutaj jest, a jednak zgubiłem na krótką chwilę rytm.
........- Gdzie jest Blaze? - zapytałem natychmiast po jej słowach, spinając lekko mięśnie karku, ale nie rozglądając się po parach. Taka wymiana zdań może była dziwna, ale nie dla nas. Nie tylko ją zaskoczył odkryty fakt, ale ja bylem pewny, że to żadną miarą nie może być przypadek. Dziwna sprawa.
........Z drugiej strony złapałem się na myśleniu o tym, że znam Blaze'a jak własną kieszeń, a w tym nie było ani ziarnka prawdy. Nie rozmawialiśmy ze sobą już tyle lat. Nie zeszliśmy z parkietu szybciej niż inne pary, jednak gdy tylko walc dopłynął końca, wypuściłem blondynkę z objęć. Nie tylko po to, żeby usiąść i rozglądnąć się za chłopakiem, ale żeby przywitać się z innymi, zjeść coś... Przy drzwiach znów rozległo się jakieś małe zamieszanie, tym razem jednak oboje byliśmy w drugim końcu sali - za daleko, żeby coś dostrzec.
........- W tej szkole nie istnieje coś takiego jak spokojny dzień, a już na pewno nie spokojny bal - powiedziałem wzdychając cicho. - Chodź, widziałem gdzieś tutaj Aurorę.
Oboje wiedzieliśmy, że to niezbyt dobra wymówka, ale mało mnie to obchodziło. Tyle tylko, że zanim zdążyliśmy przejść przez tłum i dostać się chociażby do jednego ze stołów, przy którym były wolne miejsca ktoś zagrodził nam drogę. Konkretniej była to niewysoka wiewióra, która grała w naszej drużynie quidditcha. Wywróciłem oczami, widząc zacięcie w jej spojrzeniu.
........- W sukience wyglądasz nawet jakoś normalniej niż na co dzień - powiedziałem, uśmiechając się mimo wszelkich niedobrych przeczuć, jakie narodziły mi się w głowie kilka chwil temu. - No mała, idź się bawić, dorośli mają swoje ważne sprawy do załatwienia - powiedziałem, mrużąc oczy i ciesząc się jej rozwścieczonym wyrazem coraz mocniej czerwieniącej się twarzy, który zagrał na te słowa. Chciała chyba coś powiedzieć, ale zamknęła usta i spojrzała na Rissę. A później znów na mnie.
........- Nie nazywaj mnie dzieckiem! Chyba nie jesteście tutaj razem? Pani kapitan? Jesteście parą? - zapytała nagle, jakby dopiero ten pomysł wpadł jej do głowy.
........Nie mogłem wiele wyczytać z wyrazu jej twarzy, bo ponad tłumem chciałem dostrzec gdzieś charakterystyczną twarz i włosy Hathoway'a. Prychnąłem jednak śmiechem na jej słowa - w jakimś sensie taka naiwność, że świat dzieli się na nienawiść i miłość, jak pojmowała to Sheila była całkiem rozczulająca. I czy na pewno wiele mijała się z prawdą?
........- Tak, jesteśmy parą. Na balu. A teraz zmiataj się bawić.
........Ścisnęła usta w cienką linię i chyba zastanawiała się jeszcze, czy czegoś nie dodać. Nie ważne, o czym myślała, nie ruszyła się z miejsca. W pewnym sensie było mi jej szkoda, ale z drugiej strony zawsze zbiera się to, co się zasieje. A ta mała nigdy nie siliła się na to, żeby być dla kogokolwiek uprzejma. Zerknąłem na Rissę.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Deny
Dołączył: 09 Maj 2015
Posty: 314
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Czw 1:01, 25 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
.......Miałam świadomość tego, że nie tylko mnie zainteresuje ta sprawa. Może w nieco bardziej otwarty sposób pokazywałam, że nadal interesuje mnie Blaze, ale miałam też świadomość tego, że Ian'owi również na nim zależy. Na litość boską, kiedyś mój świat zaczynał i kończył się na tej dwójce i nie mam zamiaru udawać, że przeszłość nic dla mnie nie znaczy. W dodatku ten temat nie mógł być ucięty, nie teraz, gdy sam Ramsay w swoim chorym perfekcjonizmie pogubił nieco rytm. Oczywiście nie pozwolił sobie na duży błąd, ale sam fakt, że ten miał miejsce już coś znaczył.
.......- Nie wiem, nie widziałam go jeszcze - odpowiedziałam na jego pytanie, cierpliwie czekając na okazję do rozejrzenia się po sali. Z resztą to nie powinna być moja sprawa, a nawet jeśli to powinnam się cieszyć, że nie przyszedł z tą całą Alexis. Szczerze jej nienawidziłam. Tylko, że ona przynajmniej była znanym złem, a takie zawsze jest lepsze od nieznanego.
.......Udało nam się zejść z parkietu, przy czym kątem oka od razu zauważyłam jakąś awanturę i dałabym sobie rękę uciąć, że miało to coś wspólnego z Gemmą. Trzeba jej przyznać, że ma szczęście do pakowania się w różne dziwne sytuacje, nie mniej jednak nie miałam co się tam pchać. Wątpię, aby Ian to pochwalał, a nawet nie wiedzieliśmy o co poszło, więc jedynie skinęłam głową na jego słowa.
.......Akurat z Aurorą miło byłoby teraz porozmawiać. Ezrę także lubiłam, poza tym uratował mnie przed bliskim spotkaniem z ziemią, to już było podstawą do tego, aby powierzyć mu moją drogą przyjaciółkę. Tylko, że chyba ten bal miał być wyjątkowo felernym i tyle co zdążyliśmy pokonać kilka metrów, kiedy ktoś staną nam na drodze... zasadniczo to na sam jej widok w duchu westchnęłam z politowaniem.
.......Zasznurowałam usta patrząc to na dziewczynę, to na Ian'a, który odezwał się pierwszy. To już potwierdzało myśl, że lubi ucinać sobie pogawędki z tym rudzielcem, tylko szkoda, że przez to mi znacznie trudniej ją unikać. Może nieco za bardzo pochłonęła mnie ta myśl, bo zaraz zostałam sprowadzona na ziemię dość niewygodnym pytaniem. Oczywiście miałam świadomość tego, że wiele osób tak pomyśli, ale chyba nikt nie byłby skłonny o to zapytać.. nikt z wyjątkiem Sheili.
.......Ja stałam nieco zbyt sztywnie, ale przynajmniej Ian zareagował naturalniej i chętnie wepchnęłabym mu teraz różdżkę w gardło, w ramach rewanżu za to, że poradził sobie z tą sytuacją lepiej ode mnie. Może nie tym powinnam się teraz martwić, ale co mogłam poradzić? Wolałabym, aby to on był zakłopotany, a ja opanowana. Tylko, że nasz mały natręt wcale się nie chciał ruszyć i zrozumiałam, że przez cały ten czas nie powiedziałam ani słowa, może to był błąd?
.......- Sheilo słyszałaś Ian'a. Przyszliśmy na bal razem i chcielibyśmy miło spędzić czas, a nie tłumaczyć się przed młodszą koleżanką, rozumiesz? - wykorzystałam właśnie pokłady swojej dojrzałości, formułując tą wypowiedzieć w najbardziej sztywny sposób, w jaki tylko mogłam. Chyba podziałało, bo zmieszała się nieco.
.......- Rozumiem, pani kapitan. Po prostu byłam ciekawa - Chyba liczyła na to, że powiem jej coś więcej, albo wyciśnie ode mnie jakieś wyjątkowe informacje. No cóż, nie miała na co liczyć.
.......- To zrozumiałe, a teraz wybacz nam - uśmiechnęłam się delikatnie, gotowa już odejść.
.......- A cóż to za dorosłe sprawy?
.......- Sheilo, bo zaraz zarobisz karny trening - Do mojego głosu chyba wdarła się już nieco dziecięca irytacja, kiedy po prostu złapałam Ian'a za ramię i pociągnęłam dalej, chcąc się uwolnić od natrętnej Krukonki. Oczywiście mój partner także oberwał nieprzychylnym spojrzeniem spode łba.
.......- Gratuluję doboru słów - syknęłam, mając przy tym tą cholerną świadomość, że na każdym zrobiłoby to wrażenie, ale pan Ramsay w ogóle nie przejmie się moim morderczym spojrzeniem. Może nawet próbowałabym tych sztuczek dłużej, gdyby nie jeden obraz, który całkowicie zmienił wyraz mojej twarzy. Nie było to jedynie zdziwienie, ale obawa, niepewność i cholerne poczucie, że dookoła dzieje się coś, co powinno być dla mnie jasne, a nie jest.
.......- Blaze. - wytłumaczyłam, bo Ian na pewno dostrzegł zmianę w moim zachowaniu. Sam jednak nie mógł poczuć tych samych emocji na widok Gryfonki przy naszym przyjacielu, co ja. Miałam o to do siebie żal, wiedziałam, że ostatecznie powiem mu o liście, ale nie chciałam też wyjść na taką, która pominęła jakieś szczegóły, które dla pana Ramsay'a będą bardzo jasne.
.......- Nie podoba mi się, że z nią przyszedł. To Abigail Haggis, Gryfonka - powiedziałam, jakby mój partner nie wiedział. Tylko, że z drugiej strony nie mógł wiedzieć tyle co ja, nie powiedziałam mu o rozmowie, liście, domysłach. To też nie było miejsce na wyjaśnienia i nagle poczułam się, jak idiotka, że dałam po sobie poznać tak wiele emocji. To kazało mi się zreflektować. Zaraz stanęłam pewniej, jak gdyby nigdy nic, szukając w głowie wymówki, jakiejkolwiek, nawet najgłupszej. - Wolałam już, jak olewał mnie dla brunetek i szatynek, przynajmniej tłumaczyłam to sobie kwestią spaczonego gustu - zażartowałam zaraz, świadoma tego, że to na nic. Jednak możliwe, iż Krukona to nie ruszy, sama nie wiem, czego mogłam się spodziewać. Na pewno nie tego, że Blaze przyjdzie tutaj z jedyną dziewczyną, którą kiedykolwiek ostrzegałam przed Hathoway'em... co ona miała w głowie?
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Abigail
Dołączył: 08 Maj 2015
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Nie 13:51, 28 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
…..Zimna dłoń objęła mnie w tali wybudzając z nienaturalnego odrętwienia. Jednak przyszedł. W dodatku udawał takiego wyluzowanego i chętnego do zabawy. Nie skomentowałam tego, jak nachalnie blisko przysunął mnie do siebie. W tym momencie i tak nie miałam ochoty z nikim rozmawiać. Szczególnie z Blaze'm. Czułam, że powinnam zadać mu mnóstwo pytań. W końcu jego zachowanie tak bardzo odbiegało od norm Ślizgonów. Przede wszystkim moje myśli miał zaprzątać fakt, że nie znam powodu, dla którego byliśmy na tym balu razem. Tak jednak nie było.
…..Spokojnie oddałam mu się w tańcu, pozwalając aby prowadził mnie przy dźwiękach walca. Dzięki temu oderwałam się choć na chwilę od uczucia tęsknoty za bliskością. Hathoway wydawał się jednak niepewny. Jego lodowata dłoń lekko trzęsła się na moich plecach i wzrokiem uciekał od mojego spojrzenia. A ja, choć sama nie wiem dlaczego, próbowałam je uchwycić. Jednak nieudolnie. Zdążyłam jednak zauważyć, że w naszą stronę spogląda Laurissa. Widziałam, że nie była zachwycona widokiem naszej pary. Jak przez mgłę przypomniało mi się jej ostrzeżenie i już chciałam zapytać o to swojego partnera.
…..Niespodziewanie z tego dziwnego stanu, wyrwało mnie mocne uderzenie w bok. Zachwiałam się niebezpiecznie, ale Blaze przytrzymał mnie, jednocześnie patrząc gdzieś ponad moją głowę. Odwróciłam się i zobaczyłam prześmiewczy uśmiech Hayes, którą nazbyt nachalnie obejmował w tali Lastrange.
…..-Czy to nie była twoja dziewczyna?- zapytałam, wreszcie łapiąc spojrzenie Ślizgona.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Valeriane
Dołączył: 06 Maj 2015
Posty: 288
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 12:40, 29 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
........Tak poddała się mojemu rytmowi, moim wyuczonym za młodu krokom, mojemu ciału które być może nigdy nie pretendowało do mistrza parkietu, ale znało się na tym, że aż poczułem się dziwnie nie na miejscu. Nie stawiała oporu i nie broniła się, tak jakby utrata rodziców pozbawiła ją uporu i siły, z jaką dotychczas przemierzała korytarze Hogwartu. Miałem wrażenie, że teraz stoi przede mną inna osoba; osoba, której nie znam i której nie zdołam poznać, tak grube mury miała zbudowane dookoła siebie. Jakbym poświęcił te kilka miesięcy na poznawanie kogoś innego. Poczułem w boku głowy lekkie ukłucie strachu, delikatne lecz wystarczające aby wytrącić mnie z równowagi psychicznej. Nie tej na parkiecie, bo sunęliśmy po sali i w gruncie rzeczy moglibyśmy wyglądać na jedną z wielu na sali szczęśliwych par czerpiącą radość z tańca.
........Zauważyłem, że jej wzrok błądził w okolicy jednego punku kiedy nie starała się mi patrzeć w oczy. Przy kolejnym obrocie zerknąłem w tamtą stronę. Tłum wydawał się gęsty i spojrzenie Abigail mogło zatrzymywać się na kimkolwiek. Wepchnięcie się na nas Alexis i pytanie mojej partnerki skutecznie uniemożliwiło mi dokładniejsze rozglądnięcie się.
Cień przebiegł mi po twarzy.
........- Tak. Była dziewczyna – odpowiedziałem krótko i rzeczowo, po raz pierwszy przenosząc spojrzenie z Alex na Abigail i zaglądając jej prosto w oczy. Jakiś rodzaj ukrytego smutku czaił się w tych trzech prostych słowach, niezamierzony, który zdziwił mnie samego. – Dlaczego pytasz? – zapytałem jeszcze, chcąc rozwiać to wrażenie sprzed chwili, zakrywając je ironicznym uśmiechem.
........Jak miałem przekonać Haggis skoro nigdy nie stworzyłem niczego poza pozorami związku? Może ta lekcja przyda się bardziej mnie niż Czarnemu Panu przyda się Haggis.
........Muzyka skończyła się gwałtownie, pozostawiając nas na chwilę w milczeniu, ale zaraz rozbrzmiała nowa melodia, bynajmniej nie walc. Coś zbyt spokojnego aby można było do tego tańczyć z obcą dziewczyną. Poza tym, straciłem całą chęć na kontakt cielesny z nią. Miałem wrażenie, że czuje jak drżą mi ręce, że prześwietla mnie na wylot chociaż nawet ja mimo usilnych prób nie potrafię się prześwietlić.
........- Napijmy się czegoś, może ty opowiesz mi o swoich związkach, a nie ja o swoich. Sądzę, że będzie o wiele ciekawiej – powiedziałem, podając jej dłoń aby przepchnąć się razem z nią do zejścia z parkietu. Jakoś nie wydawało mi się, żeby chciała tu zostać.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Valeriane dnia Pon 15:28, 29 Cze 2015, w całości zmieniany 2 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Abigail
Dołączył: 08 Maj 2015
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 17:28, 29 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
.....-Po prostu uznałam, że byłaby lepszą partnerką dla ciebie niż ja. I chyba nie zaskoczy Cię fakt, że nie tylko mi tak się wydaję.
....Spiął się, co poczułam przez mocniejsze ściśnięcie mojej ręki, kiedy ruszyliśmy w stronę stołów. W głowie znów pojawiło mi się ostrzeżenie Earnshaw, która stała parę kroków dalej od nas i rozmawiała z Ian'em. Wydawało mi się, że ukradkiem patrzą w naszym kierunku. Nie byłam jednak tego pewna i postanowiłam zignorować ten fakt, chwytając szklankę z sokiem dyniowym. Ostatnio tylko to widywał mój żołądek, nie wspominając o licznych eliksirach uspokajających przysyłanych ze Skrzydła Szpitalnego. Może to przeze nie byłam taka otępiała? A może mój sens życia odszedł razem z Kate i mamą?
.....-Nie wierzę w coś takiego jak związki, Hathoway - powiedziałam, czym zwróciłam uwagę chłopaka.
.....Uśmiechnął się lekko, lecz grymas ten zupełnie ominął jego oczy. Idealnie skrywały jego nieodkryte uczucia. Widziałam tylko ich stalowoniebieską pustkę. A chciałam zobaczyć coś więcej, choć sama nie wiedziałam czemu.
....Rozejrzałam się po sali dostrzegając dziewczyny ze swojego dormitorium. Ubrane były w barwne kreacje, a radość nie schodziła z ich twarzy. Czy ja też mogłabym bawić się w taki sposób? W oczach pojawiły mi się łzy, kiedy przypomniałam sobie jak w dzieciństwie, razem z Kate wyobrażałyśmy sobie nasz bal. W o wiele za dużych butach, obracałyśmy się po wielkim salonie rezydencji. Marzyłyśmy, że w taki dzień wszystko będzie cudowne i magiczne. Dziś było jednak zupełnie inaczej i nie zapowiadało się, żeby ten wieczór miał być wyjątkowy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Valeriane
Dołączył: 06 Maj 2015
Posty: 288
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 19:21, 29 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
........Z trudem powstrzymałem się od odezwania się w tym temacie. Jakby ktoś mi powiedział kilka miesięcy temu, że na bal zaproszę Gryfonkę, a ona się zgodzi, chyba tylko prychnąłbym pogardliwie i pogratulowałbym bujnej wyobraźni. To ironiczne, jak los wyznacza nam ścieżki.
........Kiedy ruszyliśmy do stołów ustawionych przy ścianie, zauważyłem Ramsay’a i Earnshaw po raz drugi tego wieczoru. Rozmawiali o czymś, lekko ku sobie nachyleni. Pewnie nie życzyli sobie, żeby ktoś słyszał tą wymianę zdań i to spowodowało, że poczułem palącą chęć dowiedzenia się o czym mówią. Zmrużyłem oczy, ale żadne z nich akurat nie patrzyło w moją stronę. Kątem oka przez cały czas patrzyłem na tą dwójkę. Ian miał swobodne, nieskrępowane ruchy i obojętny jak zwykle wyraz twarzy. Zastanawiałem się przez kilka sekund nad jego stanowiskiem, nad rolą jaką ma odegrać w nadchodzącym czasie. Nasze spojrzenia skrzyżowały się na chwilę i wyglądało na to, że żaden nie chce odpuścić pierwszy. Nawet z tej odległości widziałem zagadkę, która kryła się pod jasnymi tęczówkami. Czy chce do nas dołączyć? Czy kiedyś jeszcze będziemy mogli walczyć o wspólne idee ramię w ramię? Sądziłem, że przeszedł na stronę zdrajców krwi, ale tak naprawdę nie wiedziałem o nim nic.
........Zmuszony byłem, choć niechętnie, przerwać ten kontakt wzrokowy jako pierwszy. Ostatnio i tak pozostało nam tylko to z naiwnej, dziecinnej przyjaźni. Abigail odezwała się do mnie po nazwisku, jak niegrzecznie z jej strony. Przez chwilę więcej emocji odmalowało się na jej twarzy, ale kiedy powiodła spojrzeniem po sali, to wszystko zdawało się rozpierzchnąć. Pozostała znów ta denerwująca obojętność, jakby nie zależało jej na tym świecie już na niczym.
........- Chcesz mi powiedzieć, że nigdy nie miałaś chłopaka, Haggis? – w moich oczach zatańczyły iskierki rozbawienia i podekscytowania. Jakoś nie mogłem uwierzyć, żeby normalna, szczęśliwa nastolatka – do czasu bo do czasu, ale jednak – nigdy nie była nawet zakochana.
........Po części jednak, musiałem się z nią zgodzić, chociaż tylko w myślach. Byliśmy trochę podobni pod tym aspektem. Ja sam nie wiedziałem co to takiego jest związek. Przywiązanie do jednej osoby? I zaufanie? Nie wyobrażałem sobie jak można komuś zaufać w tych czasach.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Abigail
Dołączył: 08 Maj 2015
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 20:02, 29 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
.....Zgromiłam go wzrokiem, widząc iskierki rozbawienia w jego oczach. Wcale nie podobało mi się to, że go bawię. Wzbudził we mnie złość, choć od tak dawna nie mogłam wyrażać niczego innego poza obojętnością. Negatywne uczucie szybko zastąpiła dziwna ulga. W końcu od tak dawna ktoś potrafił mnie ocucić z tego stanu otępienia. Byłam mu za to wdzięczna, choć nie miałam zamiaru mu tego okazywać. Nauczyłam się chować w sobie to, co powinnam pokazywać. Nie byłam otwartą księgą. Nachyliłam się do chłopaka.
.....-Nawet jeśli to prawda nie licz, że będziesz tym pierwszym, Blaze - szepnęłam, sama siebie zaskakując pewnością w głosie.
.....Odsunęłam się i nie czekając na jego reakcje. Nie wiem czy dlatego, że bałam się ponownie zobaczyć rozbawienie czy było to zupełnie coś innego. Nie chciałam jednak dłużej wpatrywać się w jego oczy czując, że mają one umiejętność czytania z moich. Ostentacyjnie odwróciłam się do niego bokiem, pogrążając się w obserwacji uczniów i nauczycieli na parkiecie. Zespół grał jakiś szybszy kawałek i wszyscy podskakiwali w rytm muzyki. To jednak nie było to, co mogłoby mnie porwać do tańca. Wolałabym usłyszeć ponownie walca. Dać się porwać w ten pełen napięcia i prostoty stan. Co dziwne chciałam, aby znów towarzyszył mi siedzący obok mężczyzna. Jedyny chłopak z jakim byłam sam na sam w takiej sytuacji.
.....Nigdy nie zastanawiałam się jakby to by było mieć chłopaka. Móc spędzać z nim czas i mieć oparcie w każdej sytuacji. Nie potrafiłam wyobrazić sobie siebie paradującej za rękę po korytarzach z szerokim uśmiechem na twarzy. Nie czułam potrzeby bliskości drugiego człowieka, więc dlaczego słowa Hathoway'a wywołały u mnie to dziwne uczucie. Poczułam pustkę i jakaś głęboko schowana część mnie zapragnęła bliskości drugiego człowieka. Przypomniało mi się dotyk Ślizgona, na który wcześniej nie zwróciłam zbytniej uwagi, a teraz wydał mi się tak bardzo potrzebny. Ciarki na plecach i ciepło rozchodzące się po całym ciele nabrały nowego znaczenia. Zaczęłam na nie patrzeć zupełnie inaczej, niż przed paroma minutami. Chciałam znów to poczuć.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Choco
Administrator
Dołączył: 06 Maj 2015
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 20:34, 29 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
........Wywróciłem oczami na odpowiedź Rissy, która z opóźnieniem wtrąciła się do wymiany zdań, przypominając sobie, jak bardzo lubi wypowiadać się w ten sposób, żeby ktoś nieproszony się odczepił. Faktycznie było to zazwyczaj skuteczne zagranie, ale na szczęście stałem trochę z tyłu, dzięki czemu nie zauważyła grymasu. Już po tonie głosu czułem, jak bardzo niezadowolona jest z takiego spotkania. W gruncie rzeczy mi obecnie ono też nie było na rękę, bo nic nie zmieniało faktu, że Blaze nie jest ze swoją dziewczyną. I chociaż udawanie, że to nie robi na mnie wrażenia szło mi całkiem nieźle, to wewnątrz nadal się nad tym zastanawiałem. Ale kiedy Sheila zadała pełne nadziei pytanie, ledwo powstrzymałem się od parsknięcia śmiechem, tylko powstrzymywany uśmiech błądził przez chwilę po mojej twarzy. Po raz drugi i z pewnością nie ostatni cieszyłem się, że Laurissa nie spojrzała akurat w tym momencie na moją twarz. Nie przypuszczałem nawet, że mała tak przejmie się tą sprawą, ale nigdy nie zrozumiałem, o co jej chodziło. Chyba lubiła się do kogoś przyczepić od czasu do czasu.
........Niedługo mogłem cieszyć się błyskiem ciekawości w oczach dziewczyny, bo blondynka szybko ucięła rozmowę, prowadząc nas w stronę stołów ustawionych pod ścianą. Dopiero kiedy odeszliśmy trochę dalej odwróciła się do mnie i zmierzyła chłodnym spojrzeniem. A do tego czasu opanowałem już własne rozbawienie, które jeszcze przed chwilą malowało się na mojej twarzy.
........- Sama przyznasz, że to było całkiem zabaw... - urwałem w pół słowa, przenosząc spojrzenie prosto na chłodne oczy i całą postawę Blaze'a, emanującą od niego aurę. Moje spojrzenie stężało i natychmiast odechciało mi się żartów. To było oczywiste, że coś tutaj jest nie tak jak być powinno.
........Odstąpiłem krok naprzód, patrząc prosto w oczy przyjaciela, ale nie mogąc się ruszyć. Coś wewnątrz mnie jak zwykle podpowiadało mi, żeby podejść, porozmawiać, zapytać o coś - cokolwiek. Została mi też jeszcze na szczęście resztka zdrowego rozsądku, dzięki której stałem w miejscu. No i oczywiście duma. Blaze jak zwykle miał lodowate spojrzenie, kamienną maskę zawzięcia i obojętności na raz. Znałem tę twarz, ale z przeszłości. Nie miałem pojęcia, o czym właśnie myśli, prowadząc swoją partnerkę do stołu.
........Ona też przykuła na moment moje myśli. Zmarszczyłem czoło. W mojej głowie pojawiła się nikła myśl, że oni wszyscy są lepsi ode mnie. Wszyscy więcej coś znaczą po stronie, po której stoją, a tylko ja jestem pomiędzy. To rozpaliło we mnie natychmiastową ochotę żeby zrobić coś, czym zabłysnę. Żeby wybić się z tego dołu, w który wpadłem. A myśl, że Blaze jest lepszy ode mnie wprowadziła mnie w prawdziwą, nieokiełznaną wściekłość. Zmarszczyłem brwi. Patrzyliśmy na siebie tylko krótką chwilę, nic tak naprawdę się nie stało. A ja czułem się nagle tysiąc razy gorszy od niego. Moja ambicja zapłonęła groźnie.
........- Wiem kto to jest - fuknąłem przez zaciśnięte zęby, zupełnie nie reflektując się, kiedy przypomniałem sobie na kogo kieruję właśnie swoją złość. - Słyszałem o niej co nieco. To ta, której zabili matkę, prawda?
........Miałem ochotę podejść do nich, ale duma jak korzeń trzymała mnie przy ziemi. Liczyłem na to, że Rissa wyjdzie z taką propozycją, ale ona także nawet nie drgnęła. Mimo uszu przeszedł jej żart. Westchnąłem cicho. To wszystko mnie omija. W takich chwilach żałuję, że nie dostałem się do Slytherinu. Jak bardzo chore i niesprawiedliwe było to, że w zamian za jedną znajomość trzeba poświęcić inną.
........- To bez znaczenia - powiedziałem w końcu, a ramiona opadły lekko. Nie zdawałem sobie nawet sprawy z tego, że napinałem mięśnie. - Powinniśmy chyba znaleźć coś lepszego do roboty. Może podali coś dobrego do jedzenia - podjąłem po chwili, otrząsnąwszy się z wcześniejszego otępienia. Cała ta sytuacja wprowadzała niesamowite napięcie, zawsze kiedy w grę wchodziliśmy wszyscy we troje było w tym coś niewygodnego, jakiś niewypowiedziany na głos dyskomfort. Kiedy do trójkąta dołączyła Gryfonka, to samo napięcie stawało się już nie do zniesienia.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Deny
Dołączył: 09 Maj 2015
Posty: 314
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 21:14, 29 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
.......Patrzyłam na parę blondynów, nieco ukradkiem zapewne, dzięki temu, że zasłaniała mnie w dużej mierze sylwetka Ian'a. Wiedziałam, że w tej chwili mój przyjaciel nie zwraca na mnie uwagi, był gdzieś indziej, czuła to każda cząsteczka mojego ciała i chociaż chciałam go za to nienawidzić, to nie mogłam. Nie potrafiłam zachować się zwyczajnie, jak prosta dziewczyna, której przeszkadza, że partner na balu nie poświęca jej całkowicie swojej uwagi. Czasem tego mi brakowało - zwyczajności. Bywały dni, kiedy obłudnie wierzyłam, iż życie szkolne to jedynie zabawa, że bal to wszystko o czym młoda uczennica może marzyć.. wtedy jednak kończyło się tak, jak teraz. Patrzyłam na Hathoway'a i zastanawiałam się dlaczego nie mogę do niego podejść i po prostu zapytać o wszystko, co mnie interesuje.
.......Nie podobało mi się to, że przyszedł z Abigail. Właściwie to byłam zła na dziewczynę i nie obchodziło mnie to, jak doszło do takiej sytuacji. Powinna mnie posłuchać! Zazdrość nie miała tutaj nic do rzeczy, a może miała... Nienawidziłam Alexis, ale przynajmniej rozumiałam, wmawiałam sobie, że rozumiem dlaczego z nią jest. Teraz coś się nie zgadzało, a ja chciałam wiedzieć co.
.......Z moich myśli wyrwał mnie głos Ian'a. Groźny, warczący wręcz, co potęgowała napięta sylwetka. Ściągnęłam jedynie brwi, nie zamierzając odpowiadać na tak niegrzecznie brzmiącą wypowiedź. Jedynie skinęłam głową, to musi mu wystarczyć, skoro już miał czelność nie pohamować się w moim towarzystwie. Z drugiej strony cieszyła mnie ta myśl, że mimo jego złości wiedziałam na czym stoją. Był ciągle tutaj, przy mnie... dla mnie. Paradoksalne właśnie w takich momentach cieszyłam się z decyzji, jakie pozwoliły mi stać tutaj, przy nim. Gdybym była z Slytherinie... czy on także odwróciłby się ode mnie, jak Blaze? Czasem czułam się winna temu wszystkiemu, jakbym była spoiwem, które bezczelnie puściło Hathowaya, obejmując ramionami tylko jeden element naszej relacji... wyrzucając blondyna poza granicę, które przecież razem nakreśliliśmy. Teraz znów to we mnie uderzyło, właśnie przez podenerwowanie Ian'a ponownie ukuło mnie poczucie winy. Wolałabym nigdy tego nie czuć.
.......- Widziałam kilka apetycznych potraw - uśmiechnęłam się delikatnie, jakby niczego przed chwilą nie było, jakby żadne z moich myśli, jeszcze kilka sekund temu nie przygnębiły mnie do tego stopnia, że chciałam po prostu wyjść z wielkiej sali. Wiedziałam jednak, że się z tego otrząsnę.
.......Przeciskaliśmy się przez uczniów, by dojść do stołu na którym faktycznie potrawy zachęcały do ich konsumpcji. Tyle jednak, że ja nie potrafiłam już od jakiegoś czasu patrzeć na jedzenie z apetytem. Nie chciałam jednak dawać tego po sobie poznać, nikt nie mógł chociażby pomyśleć, że coś jest nie tak. Sięgnęłam więc po odrobinę jakiegoś ciasta. Ciasto akurat jakoś zjem.
.......- Ian - pomiędzy nami od jakiegoś już czasu panowała cisza. Niby coś się działo, siedzieliśmy przy stole, dookoła wszyscy wesoło rozmawiali, ale to nie do końca nas dotyczyło. Dlatego przerwałam ten spokój, grzebiąc już zbyt długo widelczykiem we fragmencie deseru. Wiedziałam, że on też wciąż myśli o widoku Blaze'a. Mógł udawać, że było inaczej, ale wiem, że nie uwolni się prędko od swoich myśli, które zapewne krążą wokół jego ambicji. - Jeśli ja byłabym takim Blaze'am... chodzi o to, że gdybym nie miała ani ciebie, ani jego, nie dałabym rady - to w żadnym stopniu nie miał być komplement. Chyba też nie był. Może nawet przerażająca była myśl, że chciałam tym pocieszyć siebie, nie jego. Podchodząc tak do tematu wmawiałam sobie, że może nie jestem wszystkiemu winna, że może po prostu Blaze jest silniejszy, dlatego został sam.
.......- Uśmiechnij się do zdjęcia - dodałam zaraz pospiesznie, ciesząc się, że dane mi będzie zmienić temat. Zaraz też krążący dookoła reporter błysnął nam w oczy fleszem i poszedł męczyć uczniów dalej.
.......- I co? Dobre? - Ponownie, jakby nic się nie wydarzyło spojrzałam na jego porcję. Na pewno była w lepszym stanie, niż moje rozgniecione ciasto. Cóż, dama nie powinna tak jeść, ale z drugiej strony myślę, że przyjaciel mi wybaczy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Valeriane
Dołączył: 06 Maj 2015
Posty: 288
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Pon 22:23, 29 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
........Cień złości w rzuconym mi drapieżnie spojrzeniu przypomniał mi, że to dalej jedna i ta sama osoba, mimo że straciła rodzinę, to gdzieś głęboko siedzi Gryfonka pełna wyższości i dojrzałości, dumna i znająca swoją wartość. Inteligentna. Odetchnąłem w duchu. Bo jeszcze chwila i straciłbym chyba nadzieję. I przy okazji życie, bo pewnie taka była cena za niewykonanie zadania.
........Zmrużyłem oczy, kiedy wysyczała mi prawie prosto do ucha te zdecydowane słowa niezałamującym się głosem. I zrodziła się we mnie mieszanina sprzecznych uczuć. Z jednej strony obawiałem się, że wiele nie zdziałam z takim nastawieniem dziewczyny do mnie i jeśli czegoś nie zrobię, niedługo przekona się o moich intencjach i wszystko pójdzie się jebać. Ale… Czy kobiety nie mają w zwyczaju wymawiać na głos zupełnych przeciwności swoich myśli? W dziwny sposób poczułem się szczeniacko podbudowany, chociaż wiem że złudzenia nie stają się tak po prostu rzeczywistością.
........To jedno zdanie sprawiło, że z ekscytacji krew zaczęła szybciej płynąć w żyłach. Opierałem się dalej o blat stołu i stałem dość spokojnie, chociaż miałem ochotę pozostać w ciągłym ruchu. Poczułem gdzieś wewnątrz, że pierwszy raz od dawna postępuję w tej sprawie chociaż o malutkie pół kroku do przodu. Nie wiedziałem jeszcze ile trudów przede mną, nie zdawałem sobie sprawy z żadnych komplikacji, po prostu pierwszy raz od dawna cieszyłem się jak głupi. A wszystko to za sprawą stanowczej odmowy, o dziwo.
........Zdążyłem dzięki temu zapomnieć chociaż o jednym z pozostałych problemów, jakim była para Krukonów. Chociaż rzuciłem przelotne spojrzenie w tamtą stronę, nie zauważyłem żadnego z nich; najwidoczniej poszli. Może to i lepiej. Nie chcę patrzeć na ich słodko szczęśliwe do obrzydliwości twarze, muszę skupić się na partnerce. Oboje na chwilę zapadliśmy w swoje własne rozmyślania i między nami zaległa cisza, której nie dało się odczuć przez wibrującą w powietrzu muzykę i zmieszane ze sobą setki głosów osób mówiących naraz w tej samej chwili.
........- Chodźmy – rzuciłem do niej, odpychając się od stołu o który się opierałem. – Nie mogę patrzeć jak ta banda nieudaczników kaleczy taniec – wyjaśniłem z błyskiem w oku, patrząc prosto na Abigail. Humor poprawił mi się przynajmniej kilka razy, przestałem uważać na każde wypowiedziane słowo i poczułem się – choć to nieprofesjonalne – trochę swobodniej. W dziewczynie też zaszła jakaś ciężka do opisania, bardzo subtelna zmiana.
........Kiedy po raz kolejny stanęliśmy wśród ludzi naprzeciwko siebie, uśmiechnąłem się, unosząc jednocześnie wyzywająco brwi. Po raz drugi przysunęliśmy się do siebie, zachowując granicę taktu i popłynęliśmy w rytm muzyki.
........- A o tym się jeszcze przekonamy – szepnąłem do niej, nawiązując do jej wcześniejszej wypowiedzi, kiedy znajdowaliśmy się na tyle blisko żeby mnie usłyszała. Odsunąłem się znowu z naprawdę niewinnym uśmiechem i z czającym się w źrenicach wyzwaniem.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Abigail
Dołączył: 08 Maj 2015
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Wto 21:41, 30 Cze 2015 Temat postu: |
|
|
…..Spięłam się, czując jego chłodną dłoń na plecach. Wydawał mi się teraz o wiele bardziej pewny siebie niż na początku. W jego zachowaniu było coś, co mnie przyciągało. Nie mogłam oderwać od niego wzroku, co wywoływało w mojej głowie. Była w nim tajemnica, którą chciałam odkryć. Skrycie pragnęłam poznać co kryje się za grubym i wysokim murem, który widziałam w jego oczach. I miałam dziwne wrażenie, że tuż za nim stoi chłopak bardzo podobny do mnie. Równie samotny w swoich czynach i żądny bliskości. Nie mogłam być jednak tego pewna. W końcu przede mną stał dumny Ślizgon, ubrany w arystokratyczny strój i ze stalowym, zimnym spojrzeniem. Kim jesteś tak naprawdę, Blaze?
…..Bliska obecność jego ust tuż przy moim uchu wywołała u mnie dreszcze. Tym bardziej jego słowa spowodowały, że miałam ochotę się zaśmiać. I byłby to szczery, choć krótki śmiech. Zgromiłam samą siebie za takie myśli. Przytaknęłam głową w potwierdzeniu, wkładając w ten gest dużą dozę sarkazmu, co chłopak przyjął swoim niewinnym uśmiechem. Nie chciałam dalej brnąć w ten zbyt intymny temat, bojąc się konsekwencji. Doskonale wiedziałam, że lampka szampana szybko rozwiązuje mi język. Nie chciałam odkrywać się przed chłopakiem.
…..Blaze jakby wiedział, że szybkie piosenki nie są dla mnie i tańczyliśmy do tych bardziej spokojnych. Trzymał mnie blisko siebie, ale z odpowiednim dystansem. Zachowywał się jak dżentelmen, co skutecznie usypiało moje zmysły. Powinnam zachowywać ostrożność i czujność. Czułam jednak naturalną swobodę, której sumienie nie mogło mi wybaczyć.
…..-McGonagall cały czas na nas patrzy – powiedziałam, zauważając wzrok nauczycielki. Wpatrywała się tymi swoimi przenikliwymi oczami w plecy Blaze'a, doszukując się złego postępowania. Ten jednak zachowywał się nienagannie, co widocznie wydało się dziwnie podejrzane, bo zmierzała w naszym kierunku.
…..-Mogę cię prosić na słowo, Hathoway?- zapytała, z pełną surowością w głosie. Odeszli kilka kroków dalej, a opiekunka co i raz odwracała się w moją stronę, jakby czekając na to, że ucieknę przy najbliższej okazji. Nie miałam takiego zamiaru. O dziwo, nie chciałam wracać do dormitorium i pogrążać się w nieskończoności smutku. Strzępki rozmowy dotarły do mnie w przerwie między piosenkami.
…..-i jesteś pod moją obserwacją, więc lepiej nie kombinuj, bo... - mocny wstęp gitarzysty zagłuszył dalszą wypowiedź McGonagall. Blaze dalej stał prosto i dumnie, jakby jej słowa mało go obchodziły. A może taka była właśnie prawda?
…..Uczniowie, już lekko zakropieni alkoholem, skakali i śpiewali wokół sceny. Wolałam jednak odejść od tego chaosu i wycofałam się w stronę stolików, sięgając po kolejną szklankę słodkiego napoju. Stanęłam w taki sposób, aby mój partner mógł łatwo mnie zauważyć. Nie chciałam znikać bez zapowiedzi, bo to nie było zupełnie w moim stylu. Czekałam na niego, spokojnie sącząc sok. W Wielkiej Sali robiło się coraz bardziej gorąco i duszno. Wiele par wychodziło na krótki spacer po dziedzińcu, w pełnym romantyczności blasku księżyca.
…..Ślizgon podszedł do mnie swoim dostojnym krokiem, ale nie skomentował zachowania nauczycielki Transmutacji. Sama postanowiłam pociągnąć go za język.
…..-Więc, co kombinujesz? - spojrzałam na niego, dając znak, że słyszałam ich rozmowę. To, że był to krótki fragment, zostawiłam dla siebie.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Maru
Gość
|
Wysłany: Śro 10:46, 01 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
Ostatnio zmieniony przez Maru dnia Nie 15:51, 27 Wrz 2015, w całości zmieniany 4 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Choco
Administrator
Dołączył: 06 Maj 2015
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 12:25, 01 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
........Zanim się zorientowałem przeciskaliśmy się między uczniami i gdzieś przed oczami rozmazał mi się widok tajemniczej pary. Zamiast niej widziałem kolorowe jak papugi suknie dziewczyn i przeważnie ciemne garnitury chłopaków, widziałem dzieci, które po prostu w czasie tej wojny próbują jak mogą dobrze się bawić. To odrobinę zbiło mnie z tropu wcześniejszych myśli. Nagle otoczyła mnie też skoczna muzyka, która w gruncie rzeczy cały czas grała nieprzerwanie. Wszystko odzyskało swoje kolorowe barwy, kiedy tak razem z Rissą zmierzaliśmy do stołów, mijając nauczycieli i uczniów.
........W końcu znaleźliśmy swoje miejsce, dziewczyna jak zwykle nie jadła za wiele, ale przyzwyczaiłem się już do tego, nie byłem jej ojcem. A poza tym nawet jeśli bym był, nie posłuchałaby mnie. Dlatego po prostu odpuściłem, skupiając się na swoim talerzu. Wziąłem cokolwiek, nie wiedząc na co konkretnie mam ochotę, a jednak atmosfera wcale się nie poprawiła, kiedy blondyn zniknął nam z oczu. Czy kiedyś jeszcze będziemy w stanie to przeskoczyć i zachowywać się względem... Tej sprawy zupełnie normalnie? Nie zanosiło się na to.
........Uważnie przyjrzałem się twarzy Rissy, kiedy wypowiedziała jedno proste zdanie. Musiałem poukładać wszystko, odpowiedź, mimikę i gesty tak, żeby nie zdradzić po sobie zdziwienia, szoku na to co właśnie od niej usłyszałem. Odstawiłem nawet talerz, lekko unosząc kąciki ust do zdjęcia wdzięczny reporterowi, że kupił mi właśnie odrobinę czasu na przemyślenie własnej reakcji. A kiedy odszedł przestałem się zastanawiać "co-Ian-powinien-zrobić" i zdecydowałem się na szczerość.
........- Naprawdę, Laurisso? Całe miesiące milczenia na temat tej sprawy i zdecydowałaś się rozsznurować usta teraz, podczas balu? - zapytałem z ledwo słyszalną irytacją w głosie. I może nawet miałem jej za złe, że traktuje mnie w ten sposób - niby taki sam jak zwykle, a jednak krzywdzący.
........Nigdy nie poruszaliśmy tego tematu, nie ważne co się działo. Potrafiliśmy przemilczeć wszystko złe, co nas spotykało, żeby nie obarczać tym drugiej osoby - nigdy nie zastanawiałem się, czy na tym naprawdę polega przyjaźń. A teraz ona mówi to i robi to tylko po to, żeby poczuć się lepiej, żeby pozbyć się kawałka winy. Żeby zrzucić z siebie jakąś odpowiedzialność, którą kiedyś nieopatrznie na siebie przyjęła zadając się z nami. Jak mogłem się nie zdenerwować, kiedy patrząc na jej twarz wydawało mi się, że żałuje wszystkiego co się stało, że kosztem pogoni za odnalezieniem tamtego Blaze'a gubi gdzieś mnie? To wszystko nie było nigdy łatwe. I wyglądało na to, że może się jeszcze bardziej pokomplikować, bo w gruncie rzeczy to może ja zostawiam Laurissę za sobą.
........- Jak zwykle wyśmienite - odpowiedziałem, czując się cholernie irytująco winnym za wcześniejsze pytanie i szybko zjadając resztę tego, co zostało na moim talerzu.
........Na parkiecie znów zobaczyłem Blaze'a z jego dziewczyną i wyraźnie widziałem napięcie między nimi. Nie było ono jednak negatywne... Najbardziej chciałem wiedzieć, co się święci. O co chodzi z tą dwójką, o co chodzi z Alexis, która lizała się z Lestrange'm zupełnie niedaleko, pod nosem Blaze'a. Z jednej strony wzloty i upadki jego związku były mi obojętne, ale z drugiej ciekawość paliła mnie do zrobienia jakiegokolwiek kroku.
........- Musimy w końcu o tym porozmawiać - postanowiłem w końcu, choć perspektywa zwykłej rozmowy przerażała mnie bardziej niż walka na śmierć i życie. Nie patrzyłem w jej oczy. - Musimy, ale nie dzisiaj. Zawsze lepiej będzie w fikcyjnym "jutro" - zupełnie spuściłem już ton tej wypowiedzi, bo wcale nie chciałem ranić przyjaciółki. - Jeśli nie jesz, mam ochotę coś zrobić. Nie mogę ci powiedzieć co, bo mnie znienawidzisz - uśmiechnąłem się krzywo, w końcu przelotnie patrząc na jej twarz, nie chcąc odczytywać emocji, jakie malowały się na niej teraz.
........Wstałem od stołu, przeszedłem między ludźmi i marzyłem o tym, żeby Laurissa zaufała mi i poszła za mną. Nie oglądałem się nawet, nie chcąc widzieć, że nie ma jej u mojego boku. Kiedy stanąłem w końcu twarzą w twarz z Blaze'm wszystko, co miałem powiedzieć uciekło z końca języka.
........- Niezręcznie przerywać, ale mogę prosić do tańca, Abigail? - zapytałem, czując się pod czujnym i kpiącym spojrzeniem przyjaciela jak najgorszy idiota.
........On miał w sobie zawsze taką umiejętność, że potrafił jednym pogardliwym spojrzeniem odebrać całą pewność siebie. Miał w sobie taką moc, że jedno słowo sprawiało, że zaczynało się wątpić we wszystko, w co wierzyło się przed chwilą z całych sił. Dlatego nie zwróciłem się do niego. Bałem się. Patrzyłem na Gryfonkę, jakby była moją ostatnią deską ratunku - w gruncie rzeczy nawet nią była.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Deny
Dołączył: 09 Maj 2015
Posty: 314
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 14:03, 01 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
.......Może, gdybym teraz siedziała przy innym mężczyźnie, to moje słowa mógłby uznać za dziewczęco urocze, na pewno bliższe komplementowi, niż czemukolwiek innemu. Jednak nie zwykły koleś, a Ian był teraz koło mnie. Niechętnie muszę przyznać, że zawsze domyślał się więcej, niż bym chciała, posiadając też szerszy zakres wiedzy ode mnie. Wmawiałam sobie, że to różnica wieku, ale czym jest ten rok tak naprawdę? Często przeklinałam siebie za to, że nie mogłam urodzić się rok wcześniej. Niby nie mam na to najmniejszego wpływu, ale i tak, może wtedy wszystko byłoby łatwiejsze? Jak? Nie wiem, w szukaniu winy najpiękniejsze jest właśnie to, że nie trzeba jej sobie tłumaczyć, aby poczuć się lepiej. Żałosne usprawiedliwienia to jedna z tych umiejętności, które miałam dobrze opanowane.
.......Zawsze miałam złe przeczucia, kiedy używał mojego pełnego imienia. Nie, żeby nie robił tego od czasu do czasu bez żadnego znaczenia. To było takie moje przeświadczenie, że coś wówczas skłoniło go do tego i teraz tak było. Wyraźnie wyczułam irytację w jego głosie, a to pytanie... poczułam się, jakby w momencie odrywania stóp od ziemi wepchnął mnie boleśnie w podłoże. Czy przyjaciel powinien tak robić? Może oboje mamy już nieco spaczoną definicję tej więzi, ale to nieważne, możemy zachowywać się nawet podle, nie zmieni to i tak faktu, iż oboje siebie potrzebujemy.
.......Kiwnęłam jedynie głową, patrząc jak dojada zawartość talerza. Moja dumna, wyprostowana sylwetka siłą rzeczy nieco się przygarbiła. Cisza była jak dym, który miał nas zadusić przy każdej próbie zabrania słowa. Ponownie okazało się, że to w Ian'ie drzemie więcej siły, bo to on zdobył się na wypowiedź, która nieco mnie zestresowała. Szczególnie oczekiwanie będzie najgorsze.
.......- Dobrze - zgodziłam się, bo cóż miałam zrobić? Z drugiej strony zastanawiałam się jak to będzie. Rozmawialiśmy cały czas, każdego dnia, nawet po kilka razy, ale nigdy nie mieliśmy na celu dyskusji, która już z założenia łatwą nie będzie. To pewnie kazało mi zastanawiać się, jak owa rozmowa się skończy.
.......Miałam dziwne przeczucie, że wiem, gdzie Ian chce iść. Oczywiście w głowie zabrzmiało mi już krótkie "nie znienawidzę", ale to była myśl tylko dla mnie. Póki co zbyt istotna, wartościowa wręcz, aby dzielić się nią z kimkolwiek.
.......Chociaż mówiłam, że wiem gdzie idzie, to po pierwszych krokach zastanawiałam się, czy wolę mieć rację, czy może się pomylić. Niestety, a może i stety o błędzie nie było mowy. Stałam właśnie przed Abigail i Blaze'em. Tak blisko i bez jego parszywych znajomych. Odruchowo chyba rozsunęłam nieco wargi, kiedy Ian unikał jego wzroku, ja bez żadnego strachu patrzyłam w lodowate oczy Ślizgona. Słyszałam pytanie mojego partnera, może bym się uśmiechnęła gratulując sobie domyślności, ale teraz nie to było mi w głowie. W dodatku teraz wiedziałam, że będę musiała powiedzieć mu o liście... bo mnie znienawidzi. Nie dziś, nie na balu, lepiej zostawić to na fikcyjne "jutro".
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Valeriane
Dołączył: 06 Maj 2015
Posty: 288
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 15:06, 01 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
........Przez chwilę wszystko toczyło się po mojej myśli, jakby wszyscy ludzie zgadali się żeby mi pomóc i ustawili cały plan. Nagle miałem wrażenie że znów postępujemy o jeden mały krok w znajomości. Wszystkie twarze, których nie powinienem i nie chciałem widzieć, nagle zniknęły a zasięgu wzroku powodując, że sam się rozluźniłem.
........Ale oczywiście wszystko, co piękne nie trwa wiecznie. Po uwadze Haggis zerknąłem przez ramię i zauważyłem, że wiedźma rzeczywiście patrzy w naszym kierunku i marszczy przy tym groźnie brwi, a procesy myślowe zachodzące pod jej czaszką były widoczne nawet z tej odległości. Obróciłem się z powrotem do dziewczyny z tym samym swobodnym uśmiechem co wcześniej mając nadzieję, że McGonagall znudzi się zawieszaniem surowego spojrzenia na moim karku. Myliłem się. Poczułem rękę na ramieniu i nie powstrzymałem przewrócenia oczami. Zerknąłem jeszcze na Abigail, po czym odwróciłem się do czarownicy.
........- Ależ oczywiście, pani McGonagall, nie mam nic przeciwko – odpowiedziałem złym głosem, ale nie zareagowała na to oczywiste wyznanie, że mi przeszkadza. Monolog zaczął się, kiedy odeszliśmy pod jedną ze ścian wielkiej sali, gdzie nie przeszkadzaliśmy innym w tańczeniu. Nie miała najwidoczniej zamiaru udać się w postronne miejsce, żeby nikt nie słyszał rozmowy, chyba chciała ją upublicznić, co mnie niemal rozjuszyło. Zgrzytałem zębami, na przemian zaciskałem i rozluźniałem pięści, uciekałem spojrzeniem, ale wiedźma nie widziała albo nie chciała tego zauważyć. Pozwoliła mi wrócić do partnerki dopiero, kiedy przysiągłem jej trzy razy, że nie zrobię niczego głupiego. W gruncie rzeczy, nawet nie skłamałem – dzisiaj nie zrobię żadnej z ł e j rzeczy, bo te zostawiam sobie na przyszłość.
........Zepsuła mi mój wspaniały humor, do ciężkiej cholery.
........Kiedy odszukałem w tłumie moją zdobycz, ruszyłem prosto do niej, po drodze łapiąc jedynie krótki kontakt wzrokowy z Rudolf’em. Dziewczyna bez żadnych słodkich wstępów przeszła do sedna sprawy, w dłoni trzymała szklankę zwykłego soku. Zawahałem się na ułamek sekundy. Wiedziałem, że kiedyś zacznie podejrzewać, a kiedy to się stało, nie byłem pewien co odpowiedzieć.
........- Czemu wy wszyscy jesteście tacy? – zapytałem, lekko marszcząc przy tym brwi. – Kiedy chcę po prostu się dobrze bawić, wy wszyscy wyszukujecie tylko kruczków i podstępów. Zapominacie, że jestem człowiekiem? Hathoway nie ma serca, Hathoway nie ma duszy – w moim głosie idealnie pozorowałem urażenie. Było trochę prawdy w tych słowach, chociaż generalnie były one wycelowane w uczucia dziewczyny. Odwróciłem kota ogonem i w ten sposób nie musiałem odpowiadać wprost na jej niewygodne pytanie.
........Nagle usłyszałem za sobą znajomy głos i włosy zjeżyły mi się na karku. Wolno obróciłem się do jego źródła, czując jak wielki głaz spływa mi przełykiem i osiada się wygodnie na żołądku. Zimna maska sama została założona na moją twarz, jakby doskonale wiedziała co trzeba robić. Ramsay w ogóle na mnie nie patrzył. Za to Earnshaw gapiła się jak zwykle. Z trudem przełknąłem ślinę, myśli rozbiegały mi się we wszystkich kierunkach i nie mogłem się żadnej z nich chwycić. Dawno już nie rozmawialiśmy, a w takich sytuacjach zwyczajnie nie wiedziałem co powinienem powiedzieć. I dlatego nie odezwałem się, tylko wodziłem spojrzeniem kryjącym urazę i strach od jednego do drugiego. A później pytająco spojrzałem w stronę Abigail, zapominając całkiem o moim zadaniu.
........Ta dwójka miała w sobie coś, co powodowało że zapominałem o wszystkim, zwłaszcza o mózgu.
Post został pochwalony 0 razy
Ostatnio zmieniony przez Valeriane dnia Śro 15:07, 01 Lip 2015, w całości zmieniany 1 raz
|
|
Powrót do góry |
|
|
Abigail
Dołączył: 08 Maj 2015
Posty: 82
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 15:56, 01 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
…..Nie spodziewałam się takiego wybuchu ze strony Ślizgona. Musiałam przyznać przed samą sobą, że było mi nawet trochę wstyd. W końcu chłopak przez cały wieczór nie zrobił nawet jednego nieodpowiedniego kroku, a wręcz przeciwnie jego zachowanie było wyjątkowo odpowiednie. Pytanie tylko, dlaczego tak bardzo rozjuszyła go moja ciekawość? Spuściłam wzrok na swoje dłonie, w których spoczywała szklanka z sokiem. Żałowałam, że nie znajdowało się w niej coś mocniejszego. Chciałam przypalić sobie swój długi język.
…..Nieznajomy głos wyrwał mnie z zamyślenia. Ian wpatrywał się we mnie z uśmiechem, z którego nie potrafiłam odczytać zamiarów chłopaka. Spojrzałam na Laurissę, która kompletnie ignorowała moją postać, skupiając się na zszokowanym Hathoway'u. Właśnie... Sama nie byłam pewna czy to w ogóle możliwe, ale mur Blaze'a zwiększył swoje wymiary o stokroć. Jego źrenicy uległy zwężeniu, kiedy szybko lustrował wzrokiem sytuację. W jednej chwili znów powrócił dawny on i spojrzał na mnie wyczekująco, jakby teraz wszystko zależało ode mnie. A ja kompletnie nie wiedziałam co mam zrobić. Czułam się jak intruz wśród tej trójki. Między nimi było jakieś nadzwyczajne napięcie, które tylko potęgowałam. Oddalenie się było najlepszym pomysłem. Mogłam to zrobić jedynie w towarzystwie Krukona.
…..-Będzie mi miło – odpowiedziałam, siląc się na miły uśmiech i chwytając wyciągniętą rękę. Wychwyciłam spojrzenie Blaze'a i uśmiechnęłam się do niego lekko, czując dziwne poczucie winy, że go zostawiam. Coś mi jednak mówiło, że dobrze robię. Zanim odeszłam pozwoliłam sobie niby niechcący dotknąć jego dłoni, by chwilę później oddalić się z Ramsay'em w stronę parkietu.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Choco
Administrator
Dołączył: 06 Maj 2015
Posty: 284
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:05, 01 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
........Właściwie nie zdawałem sobie sprawy z tego, że to imię w ustach przyjaciółki zabrzmi tak obco i tak niekomfortowo poczuję się, kiedy coś o nim wspomni. Jak to możliwe, że do tej pory udało nam się skutecznie unikać tematu i mieć nadzieję, że on kiedyś nas nie dopadnie?
........Teraz nie było i tak czasu, żeby się nad tym zastanowić. Chciałbym coś powiedzieć do starego przyjaciela, ale on tego nie ułatwiał. Właściwie jego chłodna, wyniosła postawa sprawiała tylko, że tym bardziej nie miałem ochoty poddawać się teraz jako pierwszy i przy tylu świadkach prosić... O co, rozmowę? Śmieszne, że nadal mam tak dziecięcy i naiwny pogląd na pewne sprawy. Może to jest przyczyną tego, że jestem ciągle za nim w tym wyścigu.
........Czasem myślałem, kiedy jeszcze kolejne przyjęcie organizowane przez rodziców było największym wydarzeniem mojego życia - to znaczy dawno - że taniec z nieznajomą dziewczyną jest wręcz udręką. Jakby nie patrzeć, nie znałem jej zbyt dobrze, ale zdążyłem i tak ocenić ją po swojemu. Zadaje się z Blaze'm, ma coś czego mi zabroniono. Czy to właśnie to sprawiało, że chciałem się trzymać od tego jak najdalej lub może przylgnąć do tego całym ciałem... Nie wiem. Nie umiałem być przed sobą szczery. W każdym razie coś, co kiedyś wydawało się koszmarem teraz było jak wybawienie. Nie czułem nawet wyrzutów sumienia, że to Rissa zostaje z Blaze'm i to właśnie ona może dowiedzieć się czegoś istotnego. O ile przyjemniaczek (kurwa, nie mogłam się powstrzymać "D) obdarzy ją czymś więcej niż jednym przeszywającym spojrzeniem i nie odejdzie. Łatwiej w tej sytuacji było stać się rozdzielaczem pary.
........- Przyjemność po mojej stronie - rzuciłem jeszcze, uśmiechając się ledwo widocznie. Odchodząc przez ramię obrzuciłem sylwetkę przyjaciółki wzrokiem. "No dalej, dasz radę", albo cokolwiek miał on mówić w chujowej sytuacji, w jakiej ją postawiłem.
........Teraz przychodziła czas na niezręczność, choć nie zamierzałem się tłumaczyć z niczego, co zrobiłem, nie obcej osobie. Ale o dziwo wcale nie czułem się nieswojo, zwyczajnie złapałem Abigail w talii, stawiając pierwsze kroki, które wbiły nas idealnie w rytm muzyki. Dopiero po trzecim obrocie - kto normalny liczy takie rzeczy? - zdecydowałem się odezwać.
........- Chyba nie znamy się za dobrze. Jestem Ian, przepraszam za to, chciałem tylko... - zacząłem, mrużąc oczy. Miałem się nie tłumaczyć. - Pięknie wyglądasz. Ale z pewnością wiesz, co wszyscy szepczą sobie na ucho, kiedy tylko się od nich odwrócisz - nie tak, że nie przemyślałem swoich słów. Zaczynanie tego tematu nie było najwygodniejszym powodem do rozpoczęcia znajomości, ale nie miałem zamiaru grać w gierki, w jakie wplątał się blondyn. Wolałem od razu wiedzieć, na czym stoję. - Chyba nie jestem mistrzem elokwencji - dodałem w końcu po kolejnym obrocie, kiedy wróciliśmy do siebie, tym razem uśmiechając się już bardziej szczerze.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Deny
Dołączył: 09 Maj 2015
Posty: 314
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 19:33, 01 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
.......Inaczej było na Blaze'a patrzeć teraz, kiedy zwyczajnie nie mógł uciec od mojego wzroku, jak to miało miejsce w sowiarni. Widziałam, że nie podoba mu się ta sytuacja, że czuje się niezręcznie i najchętniej uniknąłby jej. Nie spodziewałam się jednak, że nie odezwie się słowem. To trochę zabolało. Sama nie wiem już czemu, ale przez ostatnie lata ranienie mnie przychodziło mu bardzo łatwo, nawet nie wiem, czy miał tego świadomość. Może ja sama dopowiadałam sobie zbyt wiele? Bardzo możliwe... przynajmniej taki ból uświadamiał mi, że wciąż nie jesteśmy dwójką obcych sobie ludzi.
.......Abigail się zgodziła, jej słowa kazały mi spojrzeć na nią bacznie, nie przyjacielsko, bo wciąż nie rozumiałam co tutaj robi. Mimo to mój wzrok nie był też niemiły, powiedziałabym, że neutralny. Jakbym dawała niemą aprobatę, chociaż w głowie miałam naszą rozmowę i nie potrafiłam zrozumieć, dlaczego nie posłuchała moich rad. Byłam o tyle do przodu, przed Blaze'em i Ian'em, że wiedziałam więcej, niż oni myśleli, że wiem. Przez szesnaście lat mojego życia mało było podobnych sytuacji.
.......Powstrzymałam się przed przewróceniem oczami na widok pokrzepiającego wzroku Krukona. Łatwo mu tak patrzeć, kiedy to on odchodzi z delikatnym kwiatkiem Gryffindoru, a mnie pozostawia z cierniami. Czasem jednak, znając zagrożenie i tak wyciągamy rękę, świadomi bólu... nie ma dla takiego zachowania wytłumaczenia. Ja dla siebie nie miałam go już od lat, ale niczym tonące ciało zamierzałam łapać się wszystkiego, nawet ostrza, które przyniesie więcej cierpienia.
.......- Teraz jesteś casanovą? Dziś ta, jutro następna, czy może zacząłeś gustować w Gryfonkach? - nie mogłam sobie podarować tego pytania i wiedziałam, że może nie było z mojej strony grzeczne. Irytowało mnie jednak to, jak niektórzy trzęsą gaciami przed blondynem, przypisując mu zło, jakiego w nim nie ma. Ja to wiem. Chciałam to jednak udowodnić samej sobie, to, że wciąż jest tym samym czarodziejem.
.......Widziałam, że wiele osób spogląda w naszą stronę. Nie tylko przez naszą dwójkę, bardziej przez to, że Ślizgon, który przyszedł z Gryfonką został właśnie rozdzielony z partnerką przez parę Krukonów. Scena mimo wszystko nie tak codzienna, jakby mogło się wydawać. Czułam też, że to dla mnie wielki plus, mimo wszystko jesteśmy wszyscy wychowani w zgodzie z pewnymi zasadami i normami. Czy Ślizgonowi wypada mnie teraz zostawić? Na pewno nie... ale czy to zrobi? Tego już nie wiem. Wiem jednak tyle, iż jeśli są jakieś plotki, z którymi Blaze nie chciałby mieć do czynienia, to byłby nimi te dotyczące mnie i Ian'a. To okrutne, ale przy tym prawdziwe.
.......- Pamiętasz, jak uczyliśmy się tańczyć u mnie w domu? Zawsze deptałam Ciebie po stopach... wściekałeś się za to, ale i tak tańczyliśmy dalej - Przerwałam ponowie ciszę, kierowana zapewne widokiem Abigail i Ian'a, który coś do niej powiedział. Zastanawiałam się w jakim kierunku pójdzie rozmowa tamtej dwójki, a co ważniejsze - czy będę mogła zapytać i uzyskać odpowiedź od Krukona.
.......Teraz jednak, mimo wszystko chciałam się skupić przynajmniej na tym, że mogę stać koło Blaze'a. To mi wystarczyło, bo było właśnie tym, za czym tak tęskniłam, a czego nawet teraz nie zamierzałam dać po sobie poznać. Stałam więc prosto, gotowa do każdego zdjęcia z ukrycia, tak, by nikt nie odczytał emocji, jakie mogły się we mnie kryć. Zadziwiające, jaki ten moment na swój sposób był nowy... teraz dopiero dotarło do mnie, że ilekroć wpadłam gdzieś na niego, to albo mijaliśmy siebie ostentacyjnie, albo ktoś inny nam przerywał, a wtedy nie wypadało pokazać po sobie, że gdyby się nie pojawił mogłoby dojść między nami do wymiany zdań. Dla świata, który nie dotyczył bezpośrednio naszej trójki - byliśmy sobie obcy.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
Valeriane
Dołączył: 06 Maj 2015
Posty: 288
Przeczytał: 0 tematów
Pomógł: 2 razy Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 20:16, 01 Lip 2015 Temat postu: |
|
|
........Poczułem gorzki smak na języku, kiedy Haggis przystała na propozycję Ian’a. Jednym słowem mogła zakończyć tą przykrą, cholernie niewygodną dla mnie sytuację i wyszedłbym z tego suchą stopą. Z nieszczerym uśmiechem odwróciłbym się od starych znajomych i odeszlibyśmy, a oni daliby mi spokój – bo jeśli o coś im chodziło, przeczuwałem że to jest związane z moją osobą a nie z Abigail. Kłucie w boku spowodowane widokiem tej dwójki starych znajomych razem, dogadujących się bez słów, spowodowało że musiałem przestąpić niecierpliwie z nogi na nogę. Ian był spokojny. Opanowany, miałem wrażenie że jak zwykle wie więcej ode mnie, że tylko czeka aby dać mi do zrozumienia jak mało jeszcze rozumiem i jak bardzo mnie wyprzedził w biegu, o którym nikt poza naszą dwójką nie miał pojęcia. To nie był tylko wyścig o dawną przyjaciółkę – ten przegrałem dawno temu. Dziwne współzawodnictwo o życie, o... nawet nie potrafię sprecyzować, o co walczyliśmy, ale walczyliśmy cały czas. Od zawsze.
........Nieomal nie zgrzytnąłem zębami z irytacji. Najpierw McGonagall, a teraz jeszcze ta bezczelna dwójka ładuje się pomiędzy mnie i mój cel.
........Poczułem dotyk dłoni i kiedy zorientowałem się, że to moja partnerka, przez chwilę wiodłem spojrzeniem za oddalającą się w tłum parą. A co to miało znaczyć? Czyżby Gryfonka poczuła się odważniejsza? To był pierwszy raz, kiedy ona dotknęła mnie a nie na odwrót. Może jeszcze coś pozytywnego wyjdzie z tego bagna, w które się wplątaliśmy, kto wie?
........Skupiłem uwagę na Earnshaw, która nadal stała w tym samym miejscu i nie spuszczała ze mnie bacznego, uważnego spojrzenia. Jakby starała się mnie prześwietlić i dowiedzieć, o czym myślę. Ale to spojrzenie nie miało już takiej mocy jak za czasów naszego dzieciństwa i chyba oboje zdawaliśmy sobie z tego sprawę – nie przypuszczałem żeby Krukonka mogła być na tyle naiwna, żeby tego nie zauważyć.
........- T e r a z jesteś zainteresowana? – odpowiedziałem szybko, jeszcze zanim zdążyłem pomyśleć. Zdenerwowała mnie jej postawa. Jakby miała coś do powiedzenia o moim życiu i o moich wyborach. Jakby mogła pytać po tym, jak mnie zostawiła tyle lat temu. Nie chciałem, żeby to zabrzmiało gorzko. Ostatnie, czego potrzebowałem to jej litość albo żal. Wolałem złość. Wybieram wściekłość.
........Chciałem odejść. Nie byłem niczym zobowiązany, nie musiałem zostawać w miejscu. Skoro jej partner sobie poszedł, to tylko jej sprawa i na pewno nie muszę się tym przejmować. Nie zdążyłem zanim odezwała się po raz drugi. Ciężar wspomnień, które chciałem wyrzucić i spalić spadł mi na ramiona. Ale nie czułem melancholii, tylko cały czas rosnące rozgoryczenie i gniew. Za to, że wyciągnęła stare obrazy z pamięci, które nie mają już więcej znaczenia. Za to, jak prosto i dumnie stała. Za to, że otoczeni taką masą ludzi, staliśmy praktycznie sami, oko w oko.
........- Nie pamiętam – skłamałem i odwróciłem spojrzenie. Nalałem sobie poncz, cały kieliszek, ale nie kłopotałem się aby zapytać czy nie ma ochoty. To sprawa Ian’a. Powtarzałem to sobie w kółko, aż w końcu w to całkowicie w to uwierzyłem. Nie mam żadnych zobowiązań. Rozejrzałem się po sali, byle tylko nie patrzeć w oczy dziewczynie. Gdzieś daleko widziałem Liv, dalej w lewo Rabastana szepczącego o czymś zawzięcie z innym Ślizgonem.
........Wtedy zauważyłem po raz drugi tego wieczoru, że McGonagall kieruje się w moją stronę. Z tym samym wyrazem twarzy. O nie, miałem ochotę jęknąć.
........- Zapraszam na parkiet – rzuciłem w jednej sekundzie do stojącej dalej obok mnie Laurissy, a w następnej już obejmowałem ją w talii i przepychałem się przez tłum tańczących na drugi koniec wielkiej sali. Nie zdążyła zaprotestować, ale wiedziałem że wcale sobie tego nie będzie szczędzić. Jeśli tylko na tym się skończy. Earnshaw to nie osoba, z którą można sobie było robić co się podoba i która się na to godzi – o tym akurat zdołałem się w przeszłości przekonać.
Post został pochwalony 0 razy
|
|
Powrót do góry |
|
|
|
|
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach
|
|